Coś tam mi czasem pomarznie, gdzieś tam mnie czasem przewieje, ale czegóś frajdę mam ostatnio generalną i konsekwentną. Dobrze się czasem stęsknić za rowerkiem.
Uwielbiam taką pogodę, no po prostu uwielbiam. Ciepło, ale nie gorąco, szarawo, ale nie dobijająco, a na chodnikach szurają sobie liście, a na DDRach w liściach szurają rowerzyści, nieliczni oczywiście. Dla podkreślenia treści powtórzmy to słowo klucz: nieliczni. Zajebiaszczo, co nie?! :) I taka mnie refleksja najszła - ja pitolę! jak ja zajebiaszczo lubię jeździć rowerem!!
Rano wojsko się prezentowało na Placu Piłsudskiego, po południu szturmowcy aczkolwiek już w innych lokalizacjach. Rowerów na szczęście nie zatrzymują :)
Warstwy, warstwy, warstwy... i już nie ma, że przetrzeć oczy i na rower wskoczyć. Teraz między przetrzeć oczy są warstwy... W czasie, w którym ubieram się na rower niejeden Chińczyk mógłby złożyć telewizor, uszyć koszulę i skleić adidasy. A może to tylko ja tak się grzebię??
Obiecałam sobie, że odpuszczę rowerowi na rzecz trampek... ale nie po to są obietnice, żeby się ich trzymać, tylko, żeby dążyć :)) Więc ja dążę. Może kiedyś zdążę :)