Wpisy archiwalne w kategorii

koza

Dystans całkowity:3532.44 km (w terenie 11.00 km; 0.31%)
Czas w ruchu:13:40
Średnia prędkość:19.82 km/h
Liczba aktywności:127
Średnio na aktywność:27.81 km i 1h 31m
Więcej statystyk

inny rodzaj euforii

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · Komentarze(13)
Kategoria koza
Co robią fajne dziewczęta jak są zmęczone jazdą na ulubionym rowerku?
Jeżdżą na tym drugim :)
Wystawiłam Kozę z salonu, odkurzyłam, pogłaskałam, przytuliłam i po kilku, na palcach jednej ręki można zliczyć, cmoknięciach załadowałam się na siodło i ... No właśnie. Zanim wyjechałam z osiedla omal z niego nie spadłam. No nisko jakoś, koła inne, kierownica wysoko, ja bez kasku i w ogóle tak incognito... No było DZIWNIE nie ukrywam, ale każdy kilometr, każdy metr, ba nawet każdy centymetr tak mnie uszczęśliwił jak tylko centymetry potrafią :)))
Bosko!
Bo to i piękny rowerek jest. A jak cudownie buja, jak fajnie bierze wyboje, normalnie cud-miód-malinka. Co prawda rowerzyści w obcisłych patrzyli na mnie jakbym miała im zaraz zajechać drogę :), a kierowcy ... a kierowcy właściwie jechali tak samo, z tym że zamiast trąbienia, z okna obszczekał mnie jakiś pies. I muszę przyznać, że przestraszyłam się wtedy bardziej niż gdyby minął mnie tir na gazetę.
A Kozę zabiorę chyba w tym tygodniu do warsztatu, żeby przycięli kierownicę i odkręcili w końcu espedy. Bo tak - mam tam zatrzaski... Zaparkowałam dziś przy Decathlonie, jak wracałam to właśnie hipnotyzowały jakiegoś innego rowerzystę. Ten mars na czole, z którym odjeżdżał świadczył, że chyba nic dobrego sobie o mnie nie pomyślał.

A to wyciągnięte z archiwum

Marzec 2010, Stadion Narodowy i Koza © sliwka


Przejechałyśmy razem pół Polski

nie da się ukryć, że ktoś tu ma rogatą duszę :) © sliwka

praca plus

Środa, 13 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria duch, koza
normalna trasa plus bonus po włościach okolicznych sąsiadujących z zamkiem :)

lans na wiosce

Wtorek, 26 kwietnia 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza
Dziś to już nie wiosna, dziś to już lato panie dzieju! Lato! Ładnie się zgrało z moim urlopem :)
Więc dziś ostatnie podrygi, załatwianie spraw, mycie okien i takie tam, a od jutra już mnie nie ma. Co nie znaczy, że nie będę jeździła oczywiście. Uzupełnię jak wrócę.

Można tęsknić :)

do weekendowania tylko jeden krok

Czwartek, 31 marca 2011 · Komentarze(5)
Kategoria koza, praca
.......jeden jedyny krok nic więcej uuuuaaaaa...!!
Tak. To moje poranne śpiewanie i cieszcie się, że macie z nim do czynienia tylko w formie pisanej. Na żywo jest znacznie gorzej :)
No ale - ciepło panie dzieju, ciepło i słonecznie. Jedynym problem w takich warunkach jest to dokąd pojechać w weekend. I tylko takich problemów Wam i sobie życzę :)
A koza, koza koza... no łamię się, ale chyba dostanie status roweru zimowego, a w dojazdach do pracy zastąpi ją coś nowego...

Helikopter w parku

Środa, 30 marca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria praca, koza
Nie wiem czy wiecie, ale w parku Bródnowskim lądują helikoptery wożące pacjentów do szpitala Bródnowskiego, który od tegoż parku oddzielony jest tylko ulicą. I lądują sobie ot tak, na trawniku, nie ma żadnego płota, żadnej wieży, żadnego wielkiego białego koła, ani nic. Ot trawka, na którą pieski siuśkają. Jak pierwszy raz to zobaczyłam to prawie spadłam z roweru, no bo wiadomo jadę sobie tralalala, a tu helikopter zapier..., tego no... leci. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że to było dawno temu i nieprawda :) No ale jak już z szoku wyszłam i sprawę przemyślałam, to się ucieszyłam, no bo wreszcie, wreszcie ktoś pomyślał. I to głową a nie czapką. Wreszcie się uelastycznili i wreszcie „się dało”. A ponieważ jestem przekonana, że można by znaleźć mnóstwo przepisów, procedur i innych „przeciwskazań”, żeby lądowiska tam nie robić to cieszę się z tego tym bardziej. Się udało i proszę - oprócz dobra wyższego jakim jest transport chorych do szpitala, to taki jeszcze mały plus tej sytuacji jest, że niektórzy rowerzyści, którzy jeżdżą tamtędy regularnie mogą się trochę na helikopter pogapić. I powiem wam, że ja bez żadnej żenady się gapię ilekroć zdarza mi się na niego trafić. Gapię i podziwiam, głównie pilota za niesamowitą precyzję, bo w końcu obok krzaki, przystanek, ludzie (a wiemy jak to z nimi jest) i cała reszta (a z tym jest przeważnie jeszcze gorzej), za plecami natomiast toczy się pewnie akcja reanimacyjna, krew bryzga po ścianach, wnętrzności luzem latają po kabinie, sprzęt piszczy natarczywie... i tak dalej, a ten tu z twarzą pokerzysty tak tym helihopterkiem kieruje, że motyl lżej by nie siadł. Nooo jak dla mnie CZAD.
I tak sobie tylko myślę jeszcze i życzenie mam jedno, żeby ci wszyscy odpowiedzialni za ścieżki rowerowe, kontrapasy, bezpieczne skrzyżowania, stojaki, podjazdy, kładki i całą resztę uelastycznili się choć w połowie jak ci, dzięki którym cała akcja z helihopkiem jest w ogóle możliwa.
Howgh.
Zdjęcia nie mam, bo aparatu do pracy nie wożę, a komórkę mam tak starą, że pamięta pewnie jeszcze czasy pogan i Świętopełka.
Właściwie ta notka powinna się pojawić w poniedziałek, no ale się nie pojawiła, za to jest dziś.

ale zajebiaszczo!

Wtorek, 29 marca 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza, praca
Musiałam trochę pokręcić się po mieście po pracy, rzadko mi się to zdarza, bo niestety życie pozarowerowe wzywa, ale czasem się zdarza. I... jak ja to llluuuubię!! I to kręcenie po ulicach w nocy, jak już ruch uspokojony, jak już mniej niż więcej i samochodów i rowerzystów i ludzi zwykłych. No miodność plus pięć. I to jeszcze przy takiej pięknej wiosence. Ah ah ah. Po trzykroć ah :)

a na weekend...

Piątek, 25 marca 2011 · Komentarze(6)
Kategoria koza, praca
... znów zapowiadają deszcze, śniegi, gradobicie i jeszcze ze cztery klęski żywiołowe do tego. I ja się pytam - jak ja mam się w takich warunkach doczołgać do mojego wygrzanego piątego miejsca??
Życie ze smarkiem do pasa nie jest łatwe. Mówię Wam.

[edit popołudniowy]
A w drodze powrotnej zostałam prawie dżemem. I to dwa razy. No więc jechałam sobie raźno i kiedy z zamiarem skrętu w lewo (który obwieściłam światu w przeciwieństwie do niektórych kierowców) przesuwałam się ku lewej właśnei stronie jakiś z płaską korą mózgową zaczął trąbić, bo przecież on jedzie, jedzie panicz na włościach, słoma za nim ciągnie się jak zapach obornika za wozem z nawozem, niedotleniony jeden. Ale to nei jest szczyt tego co warszawscy kierowcy potrafią, to pikuś zaledwie. Bo pół godziny później wyjeżdża z prawej jakaś puszka z niemiec sprowadzona, pełnoletnia zapewne i do połowy zjedzona przez rdzę, a w środku trzech pasibrzuchów pod sześćdziesiątkę z petami za trzy złote z Ukrainy, puszka oczywiście prosto na mnie. Taranem mości panowie, taranem ją trza wziąć!! Tak, tak się teraz rowerzystki traktuje. Pierwszeństwo? Gnój tam, nie pierwszeństwo! Bo jakże to - samochód przed rowerem nie klęka, choćby nawet przepisy twierdziły inaczej.
No więc jadą, prawie mnie staranowali, ale odbiłam nieco w lewo, z której to strony następny mistrz kierownicy prawie starł mnie na marmoladę, bo przecież on wyprzedza. Nic to, że skrzyżowanie, przejście dla pieszych, rower, puszka co wymusza... nie ku///wa! Nie. ON BĘDZIE WYPRZEDZAŁ, BO ON MUSI!!!
Dobra.
Idę spuścić z siebie powietrze, bo weekend, co nie. I nie ma się co denerwować.

pracowo-czwartkowo

Czwartek, 24 marca 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza, praca
Miałam wczoraj wątpliwą przyjemność jechania przez rondo przy Arkadii. I zgadzam się z Marcinem - tam rzeczywiście jest dramat. Od razu sobie przypomniałam dlaczego już tamtędy nie jeżdżę - no nie da się panie dzieju, chyba, że ktoś dysponuje trzema wiadrami anielskiej cierpliwości. Bo ja nie. Ludzie chodzą jakby ich kto w ciemię strzelił, przewalają się przez przejścia, przystanki, wylewają na chodniki i ciągną, ciągną wszyscy ku CH Arkadia. Nie patrzą ścieżka, czy nie ścieżka, wydaje się zresztą, że przy takim tłumie trudno uważać na takie drobiazgi. Projektantowi zaś organizacji ruchu na rondzie chyba się zwoje wyprostowały - sądząc po cyklach świetlnych. Więc tu z tego miejsca przyznaję rację - rondo Babka jest o stopień bardziej upiorne niż Starzyński. A już Żabka przy tym to pchełka :)

śliwka pożytecznie

Środa, 23 marca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria koza, praca
Nosiły drogi rowerowe Śliwkę razy kilka, poniesie i drogę Śliwka :)
Postanowiłam więc powalczyć o przyzwoite DDRy rozładowując tym samym własnego wkurwiszona, bo gdzie nie spojrzeć tam dziura na dziurze i dziurą pogania. Sporządziłam byłam więc dokumentację fotograficzną, wczoraj docykałam (już nowym apkiem) ostatnie zdjęcia i dziś spreparowałam pisma. I czacha mi od tej preparacji dymi jak rura wydechowa starego poloneza, więc miejmy nadzieję, że było warto. Zamierzam wysłać to mailem i miejmy nadzieję, że to wystarczy, bo na pocztę mi się nie chce. A potem zobaczymy co szanowni urzędnicy odpowiedzą.
No. Czyli od dziś można mówić do mnie "społek" :)