Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2011

Dystans całkowity:874.59 km (w terenie 74.00 km; 8.46%)
Czas w ruchu:23:31
Średnia prędkość:18.10 km/h
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:30.16 km i 2h 08m
Więcej statystyk

a break

Poniedziałek, 28 lutego 2011 · Komentarze(2)
Kategoria duch
Czasami człowiek pęka i zamiast robić to co powinien, robi to co chce.

Pogoda dziś bezgranicznie cudowna, Duch jechał jak po maśle, słońce grzało, prawie bezwietrznie. No wiosna, panie dzieju, wiosna wisi w powietrzu. W lasach sporo dróg ubitych przez samochody różnych służb leśnych jak sądzę, więc można brykać. A na las miałam dziś wielką ochotę. Więc najpierw do Drewnickich, zielonym szlakiem, później na Jaworówkę, szlak prowadzi tam na Horowe Bagno i chciałam nawet o nie zahaczyć, choć mi zupełnie nie po drodze było, ale za leśniczówką pojechałam nie tą drogą co trzeba. Kiedy już definitywnie okazało się, że tu szlaku nie ma zawróciłam i porzuciłam zupełnie ten pomysł. Pojechałam do Radzymina, tuż przed w Słupnie odbiłam znów szlakiem na Zegrze. Mało samochodów, jeszcze mniej ludzi, za to sporo dość szczekliwych psów. A w lasach nikogusio. Zwykle trochę mnie to przeraża, ale dziś słońce tak dawało, że żadna zła myśl nie śmiała wleźć mi do głowy.
Powrót przez Stanisławów, ale po drodze przez pomyłkę zaczepiłam jeszcze Izabelin. Chyba myślałam dziś za dużo o niebieskich migdałach :)

chata czarownicy?? © sliwka


szlak zielony, okolice Puszczy Słupeckiej © sliwka


karmnik przy leśniczówce w Jaworówce © sliwka

po mieście

Niedziela, 27 lutego 2011 · Komentarze(4)
Kategoria duch
No i wygląda na to, że wykańcza mnie ta zima wespół w zespół z obowiązkami dnia codziennego. Plany sobotnie musiałam odwołać, a plany niedzielne przyciąć do rzeczywistości. Zamierzałam sprawdzić dziś, czy ognisko tak zachwalane przez surfa jest czynne również w niedzielę, ale zamiast tego zmieniłam zamiar. Pokręciłam się trochę po mieście, sprawdziłam jak wygląda Wisła i ścieżka wzdłuż niej, niestety aparatu nie wzięłam i nici z fotek, a później zaczepiłam się w ciepłej przystani na Mokotowie, gdzie zawsze mogę liczyć na gorącą herbatę :)
Po powrocie natomiast czekała na mnie solidna porcja białka w postaci krewetek, więc prawie jak Bear Grylls, tyle, że on z pewnością nie zawracałby sobie głowy smażeniem, o rozmrożeniu już nie wspominając, podczas, gdy ja dodałam do nich jeszcze solidną porcję węglowodanów w postaci makaronu :) Więc prawie jak.
I tyle. Nic dziś odkrywczego, a szkoda.
Natomiast z przyjemnością odnotowuję fakt, że ptaszki śpiewają a słońce już wysoko i grzeje dupencję jak trzeba. Idzie wiosna. Nieodwołalnie :)

prawie jak rycerz

Piątek, 25 lutego 2011 · Komentarze(8)
Kategoria koza, praca
No bo rumaka mam, choć z wyglądu to więcej koza, a z zachowania muł i mam też rynsztunek, którego przyodzianie zajmuje tylko kilkanaście minut, mam nawet bestię włochatą i pazurzastą (która wysypia się na kanapie zamiast mnie) i jeno giermka mi brak. Giermka, który by się z tym wszystkim męczył zamiast mnie.

oddech zimy nic nie mrozi mi...

Czwartek, 24 lutego 2011 · Komentarze(5)
Kategoria praca, koza
Brzęczenie budzika zastało mnie dziś zupełnie nieprzytomną. I w tej pomroczności nieprzejrzystej uruchomiłam chyba wszystkie freudowskie mechanizmy obronne i przestawiłam budzik o pół godziny. Wypas.
A w ogóle to ciepło. Ale dziś mam inną koncepcję - może to albowiem ponieważ, że bo jest niska wilgotność i nie wieje. Zresztą jak dla mnie to taka zima może być, słoneczko, lekki mrozek, brak wmordewinda, pies nie chce chodzić na spacer więc normalnie git majonez i szabadabada.

kasta cyklistów to cyklistów kasta...

Środa, 23 lutego 2011 · Komentarze(4)
Kategoria koza
Właściwie to powinnam powiedzieć "kasta cyklistów zimowych" ale wtedy nie wbiłabym się w rytm piosenki, do której nawiązuję.

A nawiązuję, bo zauważyłam, że im bardziej ekstremalne robią się waruny, im mniej cyklistów, których nie wiem sama co gna na zewnątrz, każe ubierać się w setki warstw i pedałować kiedy nawet łzy zamarzają, ale im nam gorzej, tym życzliwsi jesteśmy. Zauważyliście?
No i tak - mijam bikera on macha, ja macham i kiwamy głowami... jakbyśmy byli jacyś chorzy. Jacyś nienormalni. Bo, helooooł, w końcu się nie znamy, nie?! Ale jesteśmy na rowerach i wygląda na to, że to właśnie to, co nas łączy.
To jest właśnie to coś, czego w lecie nie uświadczysz.
Dziś trzech panów spotkałam. Aczkolwiek myślę, że będzie nas więcej, a już zwłaszcza gdy ruszy budowa metra na Wileńskim.

PS. Chyba się aklimatyzuję, bo dziś wcale nie zmarzłam.

update - po południu zawsze cieplej :)

ślamoidalnie

Wtorek, 22 lutego 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza
No naprawdę. Prędkość zaiste rozwinęłam dziś ślimaka w rosole. I nie wiem czy to przez ten mróz, czy przez te kopy ciuchów na grzbiecie, czy przez zamarznięte smary w kozie, albo inną cholerę, czy może wreszcie to wina mojej wiotkości-słabości. No nie wiem, ale wolałabym oczywiście wina leżała po stronie czynników zewnętrznych. Tak czy siak jest wielce prawdopodobne, że wolniej się już nie da. Ale za to widziałam trzech bikerów. Duch w narodzie nie ginie i cyklotycy są na wśród nas :)

dziadek Mróz

Poniedziałek, 21 lutego 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza
Tak tak, niby dziadek, dziadunio taki staruszek nieszkodliwy, sztuczna szczęka, sztuczna noga i kto wie co jeszcza, niby taki dziumdziu dziumdziu, niby broda, fajka i wrether's original a jak się odwrócisz to palce odmrozi. Skubany! Dziadek Mróz! Taaa. Dziadyga raczej. I gdybym tylko mogła to bym mu z liścia zawaliła jak trzeba i w co trzeba. Ale nie mogę, bo wiadomo dziad mrozi skutecznie i liści nie ma :)

update z dnia następnego:
A popołudniu zrobiło się całkiem ciepło i miło. Dziwne...

trochę śniegu i kawałek lasu

Sobota, 19 lutego 2011 · Komentarze(6)
Kategoria duch
Miałam dziś przyjemność kręcenia w towarzystwie Sigmy i jestem niezmiernie szczęśliwa z takiego obrotu spraw. Brakuje mi letnich wycieczek, kiedy wstawaliśmy o świcie, tylko po to, żeby kilka godzin później tropić jakiś szlak - najczęściej zielony - który w środku lasu/bagna/pola ginął zazwyczaj bezpowrotnie. Więc dzisiaj taka zimowa edycja letniej wycieczki. Pojechałyśmy z moją najulubieńszą kumpelą rowerową w kierunku Nieporętu, przejechałyśmy Stanisławów Pierwszy, a później Strużańską (ah ten widok na las...) do lasów Drewnickich. I co tu dużo gadać, pięknie było. Narnia. I nawet nie za bardzo zimno. Wczorajsze słabości i spazmy przeszły jak ręką odjął. Tego mi było trzeba.

rzeczka Czarna © sliwka


lasy Drewnickie © sliwka


I jeszcze piosenka w kolorach mojego rowerka



PS. Nie patrzcie na średnią... plotkowałyśmy :)

ależ miałam dziś kryzys!

Piątek, 18 lutego 2011 · Komentarze(9)
Kategoria koza
Byłam o krok od porzucenia roweru. Taka jestem słaba. Jak wyszłam rano z psem, jak zobaczyłam to coś, co boję się nazwać pogodą to ręce mi opadły, a centralny układ nerwowy opanowały najczarniejsze z czarnych myśli. Czarniejsze od czarnoziemu, czarnych oliwek i czarnej dziury w kosmosie. I w myślach tych na przemian marzłam, mokłam, ślizgałam się, byłam otrąbiana, zasmarkana i wielce, ale to ogromnie nieszczęśliwa. Ale potem pomyśliałam sobie o bikestatsie. O tym, że Wy nie marudzicie, nie smarkacie w rękawy i nie przesiadacie się do autobusów z byle powodu. I z trudem i to takim, że nawet słów nie mam, ale był to wielki trud, wbiłam się w ciuszki rowerowe, neopren na buty i hajda hop. Po pięciu kilometrach całe to dziadostwo mi przeszło. Po siedmiu poczułam się całkiem nieźle, po dziesięciu bosko, a po trzynastu rewelacyjnie :)
Nie było źle i muszę stwierdzić, że tak właściwie to lubię kiedy jest trochę bardziej technicznie, lubię gibać się na kozie w świeżym śniegu i lubię widzieć ślady innych rowerzystów przed sobą.

normalnie ciepło!

Czwartek, 17 lutego 2011 · Komentarze(4)
Kategoria koza
No wieje, wieje, ale - nic mi dziś nie odmarzło, nos nie odpadł... nonono. Luksus normalnie i to luksus, na który mnie stać! :)