Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:906.17 km (w terenie 80.00 km; 8.83%)
Czas w ruchu:25:11
Średnia prędkość:18.27 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:36.25 km i 2h 47m
Więcej statystyk

do weekendowania tylko jeden krok

Czwartek, 31 marca 2011 · Komentarze(5)
Kategoria koza, praca
.......jeden jedyny krok nic więcej uuuuaaaaa...!!
Tak. To moje poranne śpiewanie i cieszcie się, że macie z nim do czynienia tylko w formie pisanej. Na żywo jest znacznie gorzej :)
No ale - ciepło panie dzieju, ciepło i słonecznie. Jedynym problem w takich warunkach jest to dokąd pojechać w weekend. I tylko takich problemów Wam i sobie życzę :)
A koza, koza koza... no łamię się, ale chyba dostanie status roweru zimowego, a w dojazdach do pracy zastąpi ją coś nowego...

nocny rower again

Środa, 30 marca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria duch
Taka piękna pogoda, że aż żal w domu siedzieć. Poczekałam więc aż się ściemni i coby część rowerzystów zniknęła już ze ścieżek - no bo tak - rowery górą, bratajmy się i w ogóle, ale jak widzę jak jeżdżą jak potłuczeni to normalnie gul mi lata, dostaję szczękościsku i nerwowych drgawek. Więc zamiast opieprać i się wkurzać po prostu przeczekałam. Chociaż i tak -nocą cię zaskoczą- nieoświetleni. Wczoraj tylko trzech ciemnych. No ale w tym temacie powiedziałam już wszystko, więc nie będę się powtarzać.
Powinnam była wziąć aparata, żeby tu błysnąć widoczkiem, ale się spieszyłam. Czasu miałam wczoraj niewiele, a te przystanki fotkowe to zawsze makabrycznie wydłużają wycieczkę. Więc ciemność, ciemność, widzę ciemność.

Helikopter w parku

Środa, 30 marca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria praca, koza
Nie wiem czy wiecie, ale w parku Bródnowskim lądują helikoptery wożące pacjentów do szpitala Bródnowskiego, który od tegoż parku oddzielony jest tylko ulicą. I lądują sobie ot tak, na trawniku, nie ma żadnego płota, żadnej wieży, żadnego wielkiego białego koła, ani nic. Ot trawka, na którą pieski siuśkają. Jak pierwszy raz to zobaczyłam to prawie spadłam z roweru, no bo wiadomo jadę sobie tralalala, a tu helikopter zapier..., tego no... leci. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że to było dawno temu i nieprawda :) No ale jak już z szoku wyszłam i sprawę przemyślałam, to się ucieszyłam, no bo wreszcie, wreszcie ktoś pomyślał. I to głową a nie czapką. Wreszcie się uelastycznili i wreszcie „się dało”. A ponieważ jestem przekonana, że można by znaleźć mnóstwo przepisów, procedur i innych „przeciwskazań”, żeby lądowiska tam nie robić to cieszę się z tego tym bardziej. Się udało i proszę - oprócz dobra wyższego jakim jest transport chorych do szpitala, to taki jeszcze mały plus tej sytuacji jest, że niektórzy rowerzyści, którzy jeżdżą tamtędy regularnie mogą się trochę na helikopter pogapić. I powiem wam, że ja bez żadnej żenady się gapię ilekroć zdarza mi się na niego trafić. Gapię i podziwiam, głównie pilota za niesamowitą precyzję, bo w końcu obok krzaki, przystanek, ludzie (a wiemy jak to z nimi jest) i cała reszta (a z tym jest przeważnie jeszcze gorzej), za plecami natomiast toczy się pewnie akcja reanimacyjna, krew bryzga po ścianach, wnętrzności luzem latają po kabinie, sprzęt piszczy natarczywie... i tak dalej, a ten tu z twarzą pokerzysty tak tym helihopterkiem kieruje, że motyl lżej by nie siadł. Nooo jak dla mnie CZAD.
I tak sobie tylko myślę jeszcze i życzenie mam jedno, żeby ci wszyscy odpowiedzialni za ścieżki rowerowe, kontrapasy, bezpieczne skrzyżowania, stojaki, podjazdy, kładki i całą resztę uelastycznili się choć w połowie jak ci, dzięki którym cała akcja z helihopkiem jest w ogóle możliwa.
Howgh.
Zdjęcia nie mam, bo aparatu do pracy nie wożę, a komórkę mam tak starą, że pamięta pewnie jeszcze czasy pogan i Świętopełka.
Właściwie ta notka powinna się pojawić w poniedziałek, no ale się nie pojawiła, za to jest dziś.

ale zajebiaszczo!

Wtorek, 29 marca 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza, praca
Musiałam trochę pokręcić się po mieście po pracy, rzadko mi się to zdarza, bo niestety życie pozarowerowe wzywa, ale czasem się zdarza. I... jak ja to llluuuubię!! I to kręcenie po ulicach w nocy, jak już ruch uspokojony, jak już mniej niż więcej i samochodów i rowerzystów i ludzi zwykłych. No miodność plus pięć. I to jeszcze przy takiej pięknej wiosence. Ah ah ah. Po trzykroć ah :)

drogi gminne

Niedziela, 27 marca 2011 · Komentarze(2)
Kategoria duch
Trasasasa na Poświętne. Wszystko byleby nie wiadomo-co.
Opiszę później.

ciągnie ku wodzie, nie wiem czemu ale ciagnie

Sobota, 26 marca 2011 · Komentarze(2)
Kategoria duch
Bo ja za wodą nie przepadam. Więc tym bardziej nie wiem czemu ciągle ląduję w Nieporęcie. Zupełnie nie miałam dziś takiego zamiaru, zupełnie. Właściwie to nie miałam żadnego zamiaru. Mogłabym tu tak ideologicznie pojechać o wolności ducha i tak dalej, ale prawda jest taka, że po prostu nie chciało mi się planować i już. Spotkałyśmy się z Sigmą i luźno pokręciłyśmy tam gdzie nas drogi poniosły. Po jakimś czasie okazało się, że do Nieporętu nas poniosły. Znowu. Owszem miałam mapę i nawet ze dwa razy z niej skorzystałam ale tak więcej dla szpanu, niż w celach lokalizacyjnych. Więc w sumie czemu ja się dziwię, że koniec końców wylądowałyśmy gdzie?? W Nieporęcie. Taak. Wygląda na to, że celuję w znajdywaniu wszelkich możliwych dróg, które tam prowadzą. Dziś była wersja off-road. Dukty leśne okazały się przejezdne mimo śniegowego poranka.
Zdjęć nie ma, bo baterie padły, więc powiem tylko, że było bardzo ładnie. Była też moja ulubiona wersja nieba, ale zdjęć chmur mam na dysku pod dostatkiem, więc może i lepiej. Pogoda mimo złowróżbnego krakania cymesik. Mogłabym ponarzekać, że zimno trochę, ale daruję i tego nie zrobię :)

a na weekend...

Piątek, 25 marca 2011 · Komentarze(6)
Kategoria koza, praca
... znów zapowiadają deszcze, śniegi, gradobicie i jeszcze ze cztery klęski żywiołowe do tego. I ja się pytam - jak ja mam się w takich warunkach doczołgać do mojego wygrzanego piątego miejsca??
Życie ze smarkiem do pasa nie jest łatwe. Mówię Wam.

[edit popołudniowy]
A w drodze powrotnej zostałam prawie dżemem. I to dwa razy. No więc jechałam sobie raźno i kiedy z zamiarem skrętu w lewo (który obwieściłam światu w przeciwieństwie do niektórych kierowców) przesuwałam się ku lewej właśnei stronie jakiś z płaską korą mózgową zaczął trąbić, bo przecież on jedzie, jedzie panicz na włościach, słoma za nim ciągnie się jak zapach obornika za wozem z nawozem, niedotleniony jeden. Ale to nei jest szczyt tego co warszawscy kierowcy potrafią, to pikuś zaledwie. Bo pół godziny później wyjeżdża z prawej jakaś puszka z niemiec sprowadzona, pełnoletnia zapewne i do połowy zjedzona przez rdzę, a w środku trzech pasibrzuchów pod sześćdziesiątkę z petami za trzy złote z Ukrainy, puszka oczywiście prosto na mnie. Taranem mości panowie, taranem ją trza wziąć!! Tak, tak się teraz rowerzystki traktuje. Pierwszeństwo? Gnój tam, nie pierwszeństwo! Bo jakże to - samochód przed rowerem nie klęka, choćby nawet przepisy twierdziły inaczej.
No więc jadą, prawie mnie staranowali, ale odbiłam nieco w lewo, z której to strony następny mistrz kierownicy prawie starł mnie na marmoladę, bo przecież on wyprzedza. Nic to, że skrzyżowanie, przejście dla pieszych, rower, puszka co wymusza... nie ku///wa! Nie. ON BĘDZIE WYPRZEDZAŁ, BO ON MUSI!!!
Dobra.
Idę spuścić z siebie powietrze, bo weekend, co nie. I nie ma się co denerwować.

pracowo-czwartkowo

Czwartek, 24 marca 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza, praca
Miałam wczoraj wątpliwą przyjemność jechania przez rondo przy Arkadii. I zgadzam się z Marcinem - tam rzeczywiście jest dramat. Od razu sobie przypomniałam dlaczego już tamtędy nie jeżdżę - no nie da się panie dzieju, chyba, że ktoś dysponuje trzema wiadrami anielskiej cierpliwości. Bo ja nie. Ludzie chodzą jakby ich kto w ciemię strzelił, przewalają się przez przejścia, przystanki, wylewają na chodniki i ciągną, ciągną wszyscy ku CH Arkadia. Nie patrzą ścieżka, czy nie ścieżka, wydaje się zresztą, że przy takim tłumie trudno uważać na takie drobiazgi. Projektantowi zaś organizacji ruchu na rondzie chyba się zwoje wyprostowały - sądząc po cyklach świetlnych. Więc tu z tego miejsca przyznaję rację - rondo Babka jest o stopień bardziej upiorne niż Starzyński. A już Żabka przy tym to pchełka :)

śliwka pożytecznie

Środa, 23 marca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria koza, praca
Nosiły drogi rowerowe Śliwkę razy kilka, poniesie i drogę Śliwka :)
Postanowiłam więc powalczyć o przyzwoite DDRy rozładowując tym samym własnego wkurwiszona, bo gdzie nie spojrzeć tam dziura na dziurze i dziurą pogania. Sporządziłam byłam więc dokumentację fotograficzną, wczoraj docykałam (już nowym apkiem) ostatnie zdjęcia i dziś spreparowałam pisma. I czacha mi od tej preparacji dymi jak rura wydechowa starego poloneza, więc miejmy nadzieję, że było warto. Zamierzam wysłać to mailem i miejmy nadzieję, że to wystarczy, bo na pocztę mi się nie chce. A potem zobaczymy co szanowni urzędnicy odpowiedzą.
No. Czyli od dziś można mówić do mnie "społek" :)