Wygląda na to, że to jakiś zaległy wpis, który umknął mi przy aktualizacjach. Muszę chyba bardziej się przyłożyć do updatowania bloga. Dobrze, że mam jeszcze drugi notatnik :)
Praca i trochę po pracy. I w zasadzie ciągle pod wiatr, więc jeżdżę jak mucha w melasie i na emeryturze. Czyli bardzo stara mucha, o ile w ogóle jeszcze żywa. A wiecie, że ZUS daje dodatek emerytalny osobom, które skończyły 100 lat? Pewnie w ramach premii za "dożycie". I ja to rozumiem, bo to rzeczywiście fenomen. Mi niestety do setki jeszcze trochę brakuje, ale jak najbardziej mogłabym przyjąć takie dofiansowanie awansem, bo i zakupy rowerowe czeba zrobić i urlop rowerowy skonsumować, a po setce to już spokojnie bez tej kasy się bym obyła :) Albo chociaż jakiś pustostanik w centrum, bezczynszowy ofkors :)
Za to dobrze, że chociaż nie pada. Aczkolwiek i tak uważam, że masakra. Dziś rundka tylko na Pola Mokotowskie celem lansu na trawie i powrót, który miał być z wiatrem, a był pod. Nie daruję mu, temu wiatru, normalnie. Następnym razem strzelę go z liścia czy coś. A co się nadarłam, żeby wrócić na chatę to moje.
Oj czekałam na taki dzień, czekałam. I warto było, bo było dokładnie tak jak lubię. A może nawet trochę lepiej :) Miło było tak dymać wreszcie w krótkich spodenkach, nie sądziłam, że będę miała taką przyjemność już w MARCU. Marzec marcem, więc lasy jeszcze nie rozkwitły, ale czuć w powietrzu już tę wiosenną świeżość i wiem, że lada moment buchnie zapachami. I taką drogą trochę przez las, a trochę... nie Śliwka sobie pedałowała, by wieczorem, łyknąwszy zasłużonego browara osiągnąć oryginalne, nieprzecenione Zen. Oh yeah!
Nie wieje, to można się rozpędzić. I rozwalić gumę jak się okazuje. Taki popołudniowy fuckup. A że leniwa jestem, to pojszłam sobie do serwisu, żeby zmienił ją ktoś profesjonalny i żebym ja nie musiała się paprać. Genialne w swej prostocie, prawda? Prawda :) Jednak los mój okrutny nie odpuścił i dnia następnego, czyli dziś, czyli w piątek, czyli w dzień w którym robię zaległą notkę, złapałam kolejnego gumiszczona i mój brand new manicure pojszł na truskawki. Ujebawszy się po pachy dotarłam na arbajt o żenującej godzinie, ale nigdy nie byłam tytanem pracy więc płakać z tego powodu nie bedę :)
Do pracy małe ściganko z panem w srebrnym autku, niestety z braku korka sromotnie przegrane. Po pracy mały lans po różnych dzielniach. Bo chciałam być użyteczna i pomóc z przesyłką, bo mogę i bo kręcenie jest za darmo :)