Nie mam mocy, no nie mam mocy. Zeżarli ją moi współtowarzysze, jeszcze teraz ich mlaskanie słyszę... że tak sobie pozwolę Kazikiem. Powrót al. Solidarności, po prawej jest buspas, więc legalnie środeczkiem sobie poginałam. Mnie to nie stresuje, za to kierowców i owszem. Na światłach sobie ucięłam kulturalną pogawędkę z jednym z nich. Gość mówił, że ruch tamuję, co zresztą jest prawdą, ale zupełnie mnie to nie rusza. Takie są przepisy, więc panowie kierowcy mogą mnie drapnąć za uchem co najwyżej. Dopóki tak będzie to tak właśnie będę jeździć i nawet nie mam zamiaru palcem kiwnąć, żeby to zmienić, bo uważam, że jeśli komuś w tym związku powinno zależeć na zmianie to właśnie kierowcom. Jeśli chcą rowerzystów na buspasach, to niech piszą petycje tak jak pisali o autostrady. A póki co dalej będę sobie środkiem jeździć.
Dobrze po tym całym zasiedzeniu i jedzeniu wskoczyć trochę na rower i pokręcić. Mam zresztą wrażenie, że coraz więcej osób szuka alternatyw dla siedzenia przed telewizorem.
A jakoś nie mogłam sobie odmówić roweru. Niby mżyło, ale mżawka jest ok, niby grudzień, ale taki grudzień jest nawet więcej niż ok, niby Święto, ale Święto też jest ok. Tylko na ulicach trochę strach, bo puste, a wiadomo, że jak puste, to ci, co akurat po nich jeżdżą gnają jakby ich sam diabeł pędził. Ale nawet to by było ok, gdyby do tego piekła zabierali tylko siebie, ale praktyka wygląda nieco inaczej.