Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2011

Dystans całkowity:617.10 km (w terenie 5.00 km; 0.81%)
Czas w ruchu:04:22
Średnia prędkość:19.26 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:29.39 km i 2h 11m
Więcej statystyk

praca

Środa, 30 listopada 2011 · Komentarze(3)
Kategoria praca
Mam poczucie obciachu. Takie wyznanie.
Ilekroć muszę po pracy zaliczyć jakiś sklep i wchodzę do niego w ciuszkach rowerowych to mam poczucie obciachu. Nawet jeśli to Decathlon.
Ale jestem leniwa i nie zawsze, a właściwie nigdy nie chce mi się wracać do domu, przebierać i wsiadać na mój trzeci rower, żeby zakupów dokonać jak cywilizowany człowiek.
Także tego... jestem sobie wiejska śliwka i słoma mi z espedów wystaje.
Powiedziałam to.

arbeit

Wtorek, 29 listopada 2011 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Zdecydowanie lepiej wychodzi mi bieganie po rowerze niż rowerowanie po biegu.

no wreszcie

Niedziela, 27 listopada 2011 · Komentarze(3)
Wreszcie Scotty. Się kopsnęłam kurna w ten wiatr. Pierwsze 20 kilo miałam wątpliwą przyjemność jechać pod tak zwanego wmordęje****egowinda. No ale potem było za darmo.

praca

Piątek, 25 listopada 2011 · Komentarze(1)
Kategoria praca
Niby rutyna, ale co ja bym zrobiła, gdybym pracowała pod domem, albo mieszkała pod pracą??

arbeit

Czwartek, 24 listopada 2011 · Komentarze(3)
Kategoria praca
Ze zdziwieniem odnotowuję brak jesiennej depresji. Który to brak połączony jest w dodatku z zupełnie nieoczekiwanym dopływem energii.
Albo księżyc wszedł w fazę śliwki, albo moje moje trampki mają jakąś magiczną moc.

arbeit

Środa, 23 listopada 2011 · Komentarze(2)
Kategoria praca
W wyniku przekształcenia skrzyżowania pod Wileńskim w wielką dziurę w ziemi rowerzyści mogą sobie teraz bezstresowo korzystać z dobrodziejstw mostu Śląsko-Dąbrowskiego.
Teraz kurna my!!! :)

praca

Wtorek, 22 listopada 2011 · Komentarze(3)
Kategoria praca
Przegrzałam się dziś.
Dajcie spokój. Nie sądziłam, że to będzie możliwe w listopadzie-prawie-grudniu.

arbeit

Poniedziałek, 21 listopada 2011 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Pozytywną stroną pracy oprócz regularnie wpływającej pensji jest naturalnie możliwość pojechania do niej rowerem. Oh yeah!!

10k i rośnie

Piątek, 18 listopada 2011 · Komentarze(13)
Kategoria praca
Surf przyuważył, że coś mi tam stuknęło. No stuknęło. Dobrze, że to o kilometry chodzi a nie o wiek, bo nie lubię się starzeć :)
Ale... te kilometry to tylko kolejny dowód na to, że rower w kompletnie niezauważalny sposób wcisnął się w każdy zakamarek mojego życia, że o szafie nie wspomnę. Albo wspomnę. Bo prawda jest taka, że pełna jest pieluchomajtów. Mam pieluchomajty krótkie, długie, średnie, ciepłe, chłodne i różowe. No dobra, nie do końca są różowe, ale mają różowe wstawki. Mam koszulki oddychające, ze srebrną nitką, bez srebrnej nitki, termoaktywne, z długim rękawem, z krótkim rękawem i bez rękawa. Mam softshela dopasowanego do koszulek i już nie wiem ile par rękawiczek rowerowych dopasowanych do całej reszty. Które zresztą z uporem godnym lepszej sprawy niszczę lub gubię.
Mam zapasowe pedały w szufladzie i dwa kaski, z czego jeden zepsuty (ale żal mi go wyrzucić) i myślę o trzecim. Miałam milion i jeden zapięć rowerowych – jedno rozpadło się ze starości, jedno rozpieprzył mi złodziej, jedno mam na wyjazdy, bo jest lekkie, jedno mam do przypinania pod pracą, bo jest solidne (co oczywiście jest pojęciem względnym). Mam kilka odblasków na kończyny górne i dolne, które noszę w zależności od okoliczności i … nastroju :) Mam również kilka światełek, które przychodzą i odchodzą podobnie jak zapięcia i rękawiczki – albo gubię, albo kradną, albo psuję. Mam kilka pompek, kilka plecaków, kilka bidonów i kilka buffów... ufff... :)
I oczywiście (nie zapominajmy o najważniejszym) TRZY rowery. Trzy tylko dlatego, że jeden mi ukradli i w miejsce tego jednego musiałam kupić dwa, z czego każdy służy do czegoś innego. I ponieważ żaden z nich nie jest szosówką, to istnieje prawdopodobieństwo, że liczba ta w którymś momencie się zmieni.
Jedna z szuflad kuchennych jest pełna rowerowego szpeju. Ta szuflada jest większa od tej, w której są garnki. Zdarza się, że nie mam w domu chleba, ale zawsze mam zapasową dętkę. Mam dwie pary sakw, a pod łóżkiem leży bagażnik. Jeden z moich rowerów stoi pod oknem przy kaloryferze. Kaloryfer ten jest na stałe zakręcony, żeby rower się nie przegrzał.
No i mam bloga rowerowego na bikestatsach :) Dzięki któremu zresztą spotkałam starych znajomych: tego i tego (i teraz jeżdżą ze mną po nocy, albo wykorzystują mnie do sprawdzenie pogody :))) i poznałam nowych – więc same plusy :)
Dzięki wskazówkom Toompa nauczyłam się nawet regulować hamulce, oczywiście przy okazji nauczyłam się również je psuć, ale to już zupełnie inna historia. Za to opowieści Surfa nakręciły mnie na rajdy na orientację, co zaowocowało między innymi kupnem mapnika, czołówki i kompasu, ale też poznaniem tej pani oraz tego i tego pana :)
A special thanks idą do pani, która jeździ ze mną w sposób więcej niż konsekwentny :)
I może nie jeżdżę ani tak dużo, ani tak szybko jak inni, ale jeden pucharek udało mi się wygrać!! O czym zresztą w całej swej ignorancji nie wiedziałam więc i na pudle nie stanęłam. Pucharek jednak odzyskałam i okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo jest to bardzo pożyteczny gadżet świetnie sprawdzający się w roli podpórki do kwiatka.
Trochę sentymentalnie się zrobiło, co nie?! :) NO TRUDNO!

Pozdrawiam wszystkich, a w szczególności tych, o których nie wspomniałam, a których mam w zakładce po lewej stronie. I chociaż jestem ostatnio zarobiona i mało piszę, to nie znaczy, że zapomniałam. No!