Helikopter w parku

Środa, 30 marca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria praca, koza
Nie wiem czy wiecie, ale w parku Bródnowskim lądują helikoptery wożące pacjentów do szpitala Bródnowskiego, który od tegoż parku oddzielony jest tylko ulicą. I lądują sobie ot tak, na trawniku, nie ma żadnego płota, żadnej wieży, żadnego wielkiego białego koła, ani nic. Ot trawka, na którą pieski siuśkają. Jak pierwszy raz to zobaczyłam to prawie spadłam z roweru, no bo wiadomo jadę sobie tralalala, a tu helikopter zapier..., tego no... leci. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że to było dawno temu i nieprawda :) No ale jak już z szoku wyszłam i sprawę przemyślałam, to się ucieszyłam, no bo wreszcie, wreszcie ktoś pomyślał. I to głową a nie czapką. Wreszcie się uelastycznili i wreszcie „się dało”. A ponieważ jestem przekonana, że można by znaleźć mnóstwo przepisów, procedur i innych „przeciwskazań”, żeby lądowiska tam nie robić to cieszę się z tego tym bardziej. Się udało i proszę - oprócz dobra wyższego jakim jest transport chorych do szpitala, to taki jeszcze mały plus tej sytuacji jest, że niektórzy rowerzyści, którzy jeżdżą tamtędy regularnie mogą się trochę na helikopter pogapić. I powiem wam, że ja bez żadnej żenady się gapię ilekroć zdarza mi się na niego trafić. Gapię i podziwiam, głównie pilota za niesamowitą precyzję, bo w końcu obok krzaki, przystanek, ludzie (a wiemy jak to z nimi jest) i cała reszta (a z tym jest przeważnie jeszcze gorzej), za plecami natomiast toczy się pewnie akcja reanimacyjna, krew bryzga po ścianach, wnętrzności luzem latają po kabinie, sprzęt piszczy natarczywie... i tak dalej, a ten tu z twarzą pokerzysty tak tym helihopterkiem kieruje, że motyl lżej by nie siadł. Nooo jak dla mnie CZAD.
I tak sobie tylko myślę jeszcze i życzenie mam jedno, żeby ci wszyscy odpowiedzialni za ścieżki rowerowe, kontrapasy, bezpieczne skrzyżowania, stojaki, podjazdy, kładki i całą resztę uelastycznili się choć w połowie jak ci, dzięki którym cała akcja z helihopkiem jest w ogóle możliwa.
Howgh.
Zdjęcia nie mam, bo aparatu do pracy nie wożę, a komórkę mam tak starą, że pamięta pewnie jeszcze czasy pogan i Świętopełka.
Właściwie ta notka powinna się pojawić w poniedziałek, no ale się nie pojawiła, za to jest dziś.

Komentarze (4)

surf - przy następnej okazji. Jak tylko aparat zacznę ze sobą wozić.

alistar - wiem, mój komp pracowy tak mnie robi w trąbkę. Nie umiem rozwiązać problemu, więc traktuję to jak taki mój znak charakterystyczny :)))

sliwka 07:39 czwartek, 31 marca 2011

Nie wierze, jak to tak po parku latają jak te wróble, zdjęcie plis :)

surf-removed 23:05 środa, 30 marca 2011

Aha, słuchaj, nie wiem czemu, ale czasem Twoje komenty są podwójne... ;)

alistar 14:33 środa, 30 marca 2011

No i bardzo pozytywnie! (Z tym helikopterkiem) :)
Też się kiedyś motłochowato gapiłam, jak u sąsiada, na trawniczku, takowy lądował... ;)
Ale ze Świętopełkiem to już trochę przesadziłaś (no wiem, wiem, wiosna to czas przesadzania ;P) - wtedy komórek nie było, tylko pagery ;)

alistar 14:14 środa, 30 marca 2011
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa acysu

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]