grasunek w Aninie
Sobota, 29 stycznia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria duch
Jak ja lubię te weekendy kiedy wreszcie mogę przesiąść się na ducha! O tak! Zabrałam go dziś do Anina, a co, tam też można grasować. Co prawda zmarzło mi to i owo, zapomniałam karty pamięci do aparatu, a niedotlenieni kierowcy ze trzy razy co najmniej przyprawili mnie o palpitacje serca i niestrawność, ale i tak czuję się jak ta lala! Czy mówiłam już, że rower to jest to? :)
No i może nie jest to niewiadomo jaki dystans, ale budzimy się, budzimy się.
No i może nie jest to niewiadomo jaki dystans, ale budzimy się, budzimy się.