oficjalnie wiosna
Weekend musiałam jeszcze odpuścić, przez dwa dni biłam się z myślami czy startować w Mrozach, czy nie, ale tak naprawdę podstępny smark, który ciągnął się za mną przez cały czas i właściwie ciągnie dalej zdecydował za mnie. Zła byłam jak sto diabłów pokropionych wodą święconą. Ale trudno. Po tychże dwóch dniach pogodziłam się z myślą, że niestety, tym razem nie na da i pojechałam tylko w formie supportu Sigmy i obserwatora. No i trudno trudno, trudno. Pies to trącał. Będą następne wyścigi. W kwietniu pewnie nie pojadę, może w maju, w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach przyrody, ale w końcu jeszcze wystartuję. Świat się nie skończył, a powiedziałabym, że wręcz w związku z dzisiejszą piękną datą dopiero się zaczyna :)
Topił ktoś marzannę w weekend??