A właściwie koza skrzypi, koza pęka, koza dymi, a jak ona to i ja. Nie, no po prostu nie nadaje się już ten rower na jeżdżenie po mieście. Co prawda jest bezpieczny, bo kto by chciał takiego ukraść, ale ja już nie mam siły i po długiej i żmudnej walce okupionej potem, krwią, łzami i złamanym paznokciem zdecydowałam odstawić ją w kąt. Pytanie teraz tylko czym ją zastąpić? Duchem?? - Co nie do końca mi się uśmiecha, bo o ile pod pracą to może jeszcze nikt go nie gwizdnie, to w przypadku tych wszystkich inny miejsc, do których jeżdżę już nie jestem taka pewna. Szosa nie - chociaż chciałabym, ale na Warszawę to nie wydaje mi się najlepszy wybór, bo tu i dziury i krawężniki i cała reszta, chociaż nie ukrywam, że marzy mi się taki rowerek. Inny góral - używany, albo nówka, ale dużo słabszy - co mi się nie do końca podoba, bo wolałabym kupować sobie lepszy rower niż gorszy, co jest przecież naturalną koleją rzeczy :) No więc może nie kupować niczego tylko jeździć Duchem, bo kradzieże i cała reszta to mit i fatamorgana wywołane przez moje nadmierne nerwy? Taki mam dylemat na dziś do rozwiązania. Więc jeśli macie jakieś rady czy inne propozycje to to jest ten moment :) No dziś bądź co bądź do pracy przybyłam Duchem, koza siedzi w kozie. Zobaczymy czy nim wrócę :)
Komentarze (9)
angelino - nie no, pewnie że pomogą, ale trzeba by sporo rzeczy wymienić - błotniki, siodełko... a właśnie mnie pomysł nadszedł, żeby zmienić kierownicę, dorzucić koszyczek i rowerek na zakupy jak znalazł. Koniecznie w sukience :) Zostawiłabym oczywiście pedały spd, tak dla lansu :)
Po naradzie z kumplem ciągnącej się do późnych godzin nocnych zostaję przy Duchu. I go ubezpieczę od gwizdnięcia, co powinno uspokoić moje skołatane nerwy i zaoszczędzić grosików. A wszystkim dziękuję za pomoc.