Podkusiło mnie coś dzisiaj, jakieś złe chyba, żeby zmienić poranną drogą. Bo mi się wczoraj spodobało, bo choć było dłużej to fajniej. Ale (zawsze musi być jakieś "ale") o ile po południu wydawało się to dobrym pomysłem, to rano już niekoniecznie. Więc postanowiłam skrócić sobie tą nową, dłuższą trasę... nooo chciałam dobrze. Naprawdę. A wyszło jak zwykle. Albowiem ponieważ z powodu posiadania nadzwyczajnych zdolności lokalizacyjnych, trasa dziwnym trafem się wydłużyła, a ja przybiłam do biurka w czasie, który nazywam koszmarnie nieprzyzwoitym. Było tak późno, że sądziłam, że nawet Pan Kanapka już dawno zawinął swoje delikatesy i pojechał do domu, więc kupiłam bułę gdzie indziej. Jak na złość okazało się, że on też się gdzieś zaguzdrzył i gdybym była mniej pochopna to miałabym dziś dobre śniadanie, a tak to rogal gumowy uśmiał się ze mnie po pachy. Ale to nic, jutro będę już zorganizowana, że git majonez. No i takie zmiany wiatr przywiał. Ale przecież zmiana jest jedyną stałą w życiu. Nieprawdaż??
[edit popołudniowy] Zwycięstwo. Skrót został obczajony. Wieddzie między dwoma zaoranymi polami. Zamierzam teraz tamtędy jeździć, chociażby po to, żeby zobaczyć co tam wyrośnie. Obstawiam jakieś zboże :)
Byłby to ciekawy zbieg okoliczności, gdybyś pracowała przez przypadek w tej samej firmie co ja. U nas (w biurze) też bywa pan, na którego mówi się "Pan Kanapka".
"Kusi, bo musi..." - takie powiedzenie mojej mamy z dzieciństwa pamiętam :D A bo widzisz, to jakoś tak jest, że jak ludź (taka alistar, dajmy na to) spokojnie podejdzie do faktu, że właśnie się "poprzestawiało" i tyły czasowe są, to jakoś się tam poukłada; a jak przekombinuję, to... no właśnie i gumowe rogale przychodzi wcinać, i wystygłą herbatę pić...
"Ale przecież zmiana jest jedyną stałą w życiu. Nieprawdaż??" Dobre. Prawda to.