... między innymi przeze mnie. Tak to już jest, że w porze ciepłej raz w miesiącu wypada mi być organizatorem wycieczek dla cywilów :) No a przynajmniej takie jest założenie i hasło sztandarowe, którego dzielnie będę się trzymać. W praktyce jest tak, że przychodzą głównie moi znajomi :))) Nie wiem... może inni się boją, że im jakiś hardcore zgotuję, czy coś... a przecież ja taka nie jestem, ja rozumiem i jeszcze pamiętam jak to jest NIE jeździć na rowerze, NIE mieć cyklozy, za to mieć jakieś niewyobrażalne wyobrażenie o dystansie 20 kilometrów. Więc gdyby ktoś taki się pojawił to trasa na pewno nie wyglądałaby tak jak wyglądała, no i nie wylądowalibyśmy w Halinowie. Plan albowiem był taki, że jedziemy do Otwocka i tyle, wracamy do Wawki i wszystko. No ale czas pokazał, że nie do końca był on dobry, ten plan :)
Na początku zapowiedź tego jak będzie i co najczęściej będziemy spotykać na swojej drodze.
Wodę, w różnej postaci - kałuż, fos, czy bagien zalewających ścieżki spotykaliśmy później jeszcze całkiem sporo. Czasem trzeba było się nieźle nagimnastykować, żeby przebrnąć suchą stopą. A czasem było to niemożliwe :)
Ale inna była czynna i przy posiłku regeneracyjnym stwierdziliśmy, że początkowy plan, by pojechać do Otwocka i jak człowiek po prostu z niego wrócić nie jest z nami kompatybilny. No i pojechaliśmy do Halinowa.
A choć na zdjęciu poniżej jest ładna ścieżka, to nieraz i nie dwa przyszło nam się przedzierać przez chaszcze, a na końcu przez fosę. Żeby oczywiście nie było - fosa była pełna wody.
Na pociąg przybyliśmy całe dziesięć minut za wcześnie. A w pociągu grzecznie władowaliśmy się do przedziału dla rowerów tylko po to, by stwierdzić, że rowerów nie da się ustawić w stojakach, bo jakaś pańcia akurat tam sobie siedzi i ani myśli się przesiąść. Staliśmy więc jak debile, a rumaki tarasowały przejście. Bardzo ubrudzone dodajmy rumaki, co tym bardziej pogłębiało mój przynajmniej dyskomfort. No nie lubię tak. Ludzie mają prawo do przejścia, ale kurna na sufit se nie podskoczę.
W domu natomiast czekał na mnie dobrze wychłodzony Ciechan. Zasłużyłam przecież.
Komentarze (10)
Tak myślałem, że to za Wałem na wysokości Osiedla Las. Trochę znam tamten rejon i nieraz przejeżdżałem tam na sucho :-) Fakt, że od ubiegłego roku mocno się podniósł poziom wód gruntowych, to i różne cieki i zbiorniki wodne ożyły.
oelka - bród jest przy Wale Miedzeszyńskim, zaraz za Wodniakiem - zjeżdża się z Wału w kierunku Wisły. Jak już się przeprawiliśmy, to miły pan w kaloszkach powiedział, że gdybyśmy pojechali 50m dalej, to przeszlibyśmy suchą stopą :)
surf - cywile pojadą pojadą, w ubiegłym roku też robiliśmy takie wycieczki. Kto wie, może nawet nie mogą się już doczekać :)
Ja myślę, że poza przyjemnością to wymierną korzyścią jest znajomość terenu, a i lepsza od bliźnich kondycja i zdrowie. Jak będzie wolny czas i okazja to mogę się dołączyć. Trasy pokonujesz zacne, więc czemu nie. Ciekawi mnie jeszcze gdzie jest ten bród z pierwszego zdjęcia. Mam wrażenie, że znam to miejsce, choć trudno mi je w tej chwili dokładnie zlokalizować.
Ciekawe jak cywile, czują nóżki po osiemdziesiątce, pojadą jeszcze na wycieczkę ? Trasa fajna, szkoda, że prom z pierwszej foty nie kursował, pewnie za mało wody :)
marek, Toomp - śmy się opierali, ale ona... też. Oporna i odporna :) Myślę, że się obawiała, że nie znajdzie innego miejsca siedzącego. A może w takim pociungu powinny być też takie naklejki dla ludzi, że w miejscach do tego przeznaczonych rower ma pierwszeństwo i by była jasność.
estee - nie, Da Grasso jest na pięterku od dawna, zresztą tam też poszliśmy, ale na dole był kebab Wezyr, całkiem dobry. To była nasza stała meta.
oelka - nie, nie jestem przewodnikiem, wycieczki to taki fun, z którego wymiernych korzyści raczej brak. Natomiast przyjemność +10 :) Można się dołączyć jak ktoś chętny :)
angelino - są przyzwyczajeni po ubiegłorocznych wycieczkach :) Zresztą tym razem mają pewnie trochę mniej na licznikach, bo ja z mojej wsi to mam kawałek :)
Ho Ho Śliweczko, piękną wyprawę zorganizowałaś. I ten bród i brud ... super, prawie jak przez Wisłok w Beskidzie Niskim. A dystans dla Twoich znajomych zapewne imponujący.
Najlepsze jest to, że gdy się kogoś, kto nie jeździ na rowerze przewiezie na dystansie tak z 50km, to delikwent(ka) potem doznaje opadu szczęki, że tyle przejechał i nawet jeszcze żyje :-) Organizujesz wycieczki. Czyżbyś była na przykład przewodnikiem?