Park Narodowy Lovćen – Mauzoleum Petera II – Kotor – Perast
Poniedziałek, 2 maja 2011
· Komentarze(2)
Dzień dobroci dla cyklistów - rano wyszło słońce i od razu inaczej. Nawet wilgotne gacie leżą lepiej na tyłku :)
Plan podstawowy obejmował tylko zjazd do Kotoru i przejazd do Perast, ale Prezes nie byłby Prezesem gdyby nie miał ukrytego w zanadrzu odcinka specjalnego. Odcinek specjalny prowadził do Mauzoleum Petara II na szczycie Jezerski vrh - 1657 m, podjazd na jakieś 400 m, ale nie wiedzieć czemu, chętnych jakoś nie było, oprócz Leszka, który jak podejrzewam jest prawdziwym cyborgiem i w żyłach ma kwas siarkowy zamiast krwi. No i oczywiście mnie. A bo jakaś taka byłam niewyjeżdżona przez ten deszcz. Czułam się co prawda jak stary muł, co to się przypadkiem na Służewiec zaplątał, ale już trudno. Jak się rzekło A to teraz trzeba pedałować. Chłopaki pokazali mi drogę i …… spotkaliśmy się przy pierwszych śniegach :)
Jeśli chodzi o samo mauzoleum, to szału nie ma, ale wrażenie robią długie schody, na które po tym całym podjeździe trzeba kurna blaszka jeszcze wejść, złota kopuła i pomnik, który wg wikipedii waży 28 ton i gdybym waypoinciła, to z pewnością postawiłabym tam wp. Ale to wszystko i tak tylko pikuś w porównaniu z widokiem. Bo widok był taki, że mi się prawie bloki od butów odkręciły.
A potem był już tylko zjazd do Kotoru. Bagatela – jakieś 20 kilometrów serpentyn, gdzie nie wiadomo co zaraz zza zakrętu wyskoczy. W dodatku zimno i nudno. No dobra, dobra, widoczek na Zatokę Kotorską był, ale ileż to tak można jechać bez pedałowania. Ciekawa jestem tylko kto gorzej wspomina ten odcinek – ja, co zmarzłam na zjeździe, czy ci, których mijałam jak podjeżdżali (bo tacy byli i to nawet z sakwami)? :))
W Kotorze odrobina zwiedzania i ... najgorsze spaghetti na świecie. Taki fakap, że wolałam już zjeść batona.
Do Perestu pojechaliśmy nabrzeżem, założę się, że w sezonie nie byłoby szans, żeby przecisnąć się tam rowerem, ale my byliśmy w tej luksusowej sytuacji, że chmurzyło się, wiało troszku i tłoku raczej nie było. Widoki za to luksusowe, takie za milion dolców.
Wieczorem natomiast zapiekane kalmary i wino, coby zetrzeć smak kluchów. I tym razem normalnie miszczostwo świata!
To był zajebisty dzień!
Plan podstawowy obejmował tylko zjazd do Kotoru i przejazd do Perast, ale Prezes nie byłby Prezesem gdyby nie miał ukrytego w zanadrzu odcinka specjalnego. Odcinek specjalny prowadził do Mauzoleum Petara II na szczycie Jezerski vrh - 1657 m, podjazd na jakieś 400 m, ale nie wiedzieć czemu, chętnych jakoś nie było, oprócz Leszka, który jak podejrzewam jest prawdziwym cyborgiem i w żyłach ma kwas siarkowy zamiast krwi. No i oczywiście mnie. A bo jakaś taka byłam niewyjeżdżona przez ten deszcz. Czułam się co prawda jak stary muł, co to się przypadkiem na Służewiec zaplątał, ale już trudno. Jak się rzekło A to teraz trzeba pedałować. Chłopaki pokazali mi drogę i …… spotkaliśmy się przy pierwszych śniegach :)
Jeśli chodzi o samo mauzoleum, to szału nie ma, ale wrażenie robią długie schody, na które po tym całym podjeździe trzeba kurna blaszka jeszcze wejść, złota kopuła i pomnik, który wg wikipedii waży 28 ton i gdybym waypoinciła, to z pewnością postawiłabym tam wp. Ale to wszystko i tak tylko pikuś w porównaniu z widokiem. Bo widok był taki, że mi się prawie bloki od butów odkręciły.
A potem był już tylko zjazd do Kotoru. Bagatela – jakieś 20 kilometrów serpentyn, gdzie nie wiadomo co zaraz zza zakrętu wyskoczy. W dodatku zimno i nudno. No dobra, dobra, widoczek na Zatokę Kotorską był, ale ileż to tak można jechać bez pedałowania. Ciekawa jestem tylko kto gorzej wspomina ten odcinek – ja, co zmarzłam na zjeździe, czy ci, których mijałam jak podjeżdżali (bo tacy byli i to nawet z sakwami)? :))
W Kotorze odrobina zwiedzania i ... najgorsze spaghetti na świecie. Taki fakap, że wolałam już zjeść batona.
Do Perestu pojechaliśmy nabrzeżem, założę się, że w sezonie nie byłoby szans, żeby przecisnąć się tam rowerem, ale my byliśmy w tej luksusowej sytuacji, że chmurzyło się, wiało troszku i tłoku raczej nie było. Widoki za to luksusowe, takie za milion dolców.
Wieczorem natomiast zapiekane kalmary i wino, coby zetrzeć smak kluchów. I tym razem normalnie miszczostwo świata!
To był zajebisty dzień!
przy Mauzoleum Petara II© sliwka
widok wart milion dolców© sliwka
rowerki grzecznie czekają© sliwka
na zjeździe dylemat - gnać, czy robić foty?© sliwka
widok na Zatokę Kotorską© sliwka
i tak przez dzwadzieścia kilosów© sliwka
celem udokumentowania© sliwka
pranie wisiało na co drugim oknie i prawie każdym balkonie :)© sliwka
Kotor to jak sama nazwa wskazuje miasto kotów© sliwka
Zatoka Kotorska w drodze do Perast© sliwka
Perast© sliwka
Zatoka Kotorska, widok z Perastu© sliwka