wpośladwind
Piątek, 4 lutego 2011
· Komentarze(2)
Kategoria koza
Dzień bez buraka na drodze jest jak książę z bajki. Nie istnieje. Chociaż... ale to może innym razem :) W każdym razie dziś również buc jeden, buraczany król szos pan taksówkarz z jednej ze wspaniałych korporacji typu Sawa czy Wawa raczył mnie otrąbić mając prawdopodobnie nadzieję, że po tej skutecznej interwencji rozpłynę się w powietrzu niczym magiczny pył gwiezdny przy okazji spełniając jego trzy najskrytsze życzenia. Żłób jeden nieumyty! Dwa pasy w jedną stronę, drugi pusty jak stodoła na przednówku, a ten się rozrywkuje. Bo tak proszę pana, jadę sobie ulicą dla przyjemności, bo uwielbiam przecież jeździć ulicami wśród panów pańskiego pokroju. Tak oczywiście. Nie robię tego dlatego, że drogi dla rowerów o ile w ogóle istnieją (tak jak dzień bez buraka) to są wątpliwej jakości, o przejezdności zimową porą nie wspominając. Tak tak. Taka właśnie jestem - złośliwa rowerzystka, czerpiąca perwersyjną przyjemność z wkurzania kierowców.
No ale jeden burak barszczu nie czyni i wylawszy swą żółć zapominam, coby nie psuł mi wolnego wieczoru, który magicznym sposobem wreszcie się zaczął :) I mimo buraczanego krążownika, tudzież hamulców, które subtelnie dają znać, że muszą się udać na zasłużony odpoczynek uważam drogę powrotną za udaną. Może nie wybitnie, ale jednak udaną. Wiatr wiał prosto w poślady podważając jakikolwiek sens pedałowania, co jednak czyniłam chyba bardziej z potrzeby ducha niż ciała i uważam, stanowczo uważam, że tak powinno być częściej. No. I tym uroczym akcentem tydzień uważam za skończony, a życie ocalone, co ma niebagatelne znaczenie w obliczu właśnie rozpoczynającego się weekendu :)
No ale jeden burak barszczu nie czyni i wylawszy swą żółć zapominam, coby nie psuł mi wolnego wieczoru, który magicznym sposobem wreszcie się zaczął :) I mimo buraczanego krążownika, tudzież hamulców, które subtelnie dają znać, że muszą się udać na zasłużony odpoczynek uważam drogę powrotną za udaną. Może nie wybitnie, ale jednak udaną. Wiatr wiał prosto w poślady podważając jakikolwiek sens pedałowania, co jednak czyniłam chyba bardziej z potrzeby ducha niż ciała i uważam, stanowczo uważam, że tak powinno być częściej. No. I tym uroczym akcentem tydzień uważam za skończony, a życie ocalone, co ma niebagatelne znaczenie w obliczu właśnie rozpoczynającego się weekendu :)