Oj nietęgo było, nietęgo!! Dajcie spokój! Co za wypiździew!! Pojechałam na zakupy na Ursynów, że niby sklepów rowerowych ci tam dostatek, ale taki ten dostatek, że wróciłam tylko z rybami. Bo na szczęście ulubiony rybniak miał jeszcze jedną ostatnią porcję świeżego białka - czekała chyba specjalnie na mnie. Szczęście moje. I Che wreszcie na swe półślepe oczęta ujszłam. Teraz to się już znamy i nie ma totamto :) O ile na Ursynów było w miarę z wiatrem to z powrotem już nie bardzo. Ja ostatecznie sromotnie się poddałam i wybrałam metro, potem i tak się musiałam dotelepać do siebie, co wspominam ze zgrozą. Ale Che na pewno nie. Mam tylko nadzieję, że nie zdmuchnęło jej do Wisły. No więc średnio było, toteż nastrój poprawia dziś Lwówek Książęcy. I chwała mu za to.
Komentarze (6)
che - no właśnie właśnie, mi też ten burdel się rzucił w oczy, ale podobno moje przyszłe buty są na Stegnach. A jak nie będzie i się okaże że są na KENie to się wkufffię. Ja wiedziałam, że nie odpuścisz :) Ale jeśli o mnie chodzi, to zupełnie nie był mój weekend.
Ja z zakupów wyszłam zła, bo odsyłali mnie od sklepu do sklepu, mają tam burdel i w systemie i na magazynie. Buty zamiast na Dereniowej (tam zamawiałam), kupiłam na KEnie, tak samo siodło. W planach była jeszcze sztyca, ale jak gość mi zaproponował (na Stegnach, bo oczywiście na Dereniowej i na KENie nie było) Ritcheya za dwie paki, to mu powiedziałam, żeby rwał na szczaw. Kierownicy też nie kupiłam, bo na Stegnach chcieli mnie odesłać z powrotem na KEN. Dobiorę się im do dupy, kuźwa.
No i ja z kumpelą wróciłyśmy rowerami na Bródno, ale że Karolina niewytrenowana, nie miałyśmy nawet jednej szóstej interesującej mnie w takich warunkach średniej;)