Czy zna ktoś gruziński??
Bo wygląda na to, że od kilku dni dysponuję biletem do Gruzji. Niestety nie dysponuję niczym innym.
A było tak - zadzwonił do mnie kumpel, a może to ja zadzwoniłam...? Nie wiem kurna blaszka i nawet gdyby poświecił mi ktoś lampą w twarz to nadal bym nie wiedziała -ale pragnę podkreślić to nie jest efekt galopującej starości i Alzheimera, nie. To jest efekt tego co robią z ludzi szybkie decyzje. Bo tak sobie gadamy, słowotok leci lotem jednostajnym nieprzyspieszonym, a ten nagle wypala, żebym z nim i jego towarzyszką życia do Gruzji leciała. Do Gruzji?! Eee, nie stary, nie, ja już mam plany na wakacje, a po wakacjach w grudniu jadę do ciepłych krajów - mówię i gadamy dalej, ale mi już w głowie coś przeskoczyło i Gruzja pomału jedną półkule anektuje. - Ale Wy to tam jedziecie na rowery, czy tak normalnie? Bo wiesz, jak nie na rowery, to ja w grudniu... - mówię znowu i NIBY gadamy dalej, ale jedna ręka zaczyna mi jakby drżeć. Gruzja opanowała nerw od ręki prawej. A potem od ręki lewej. A potem i noga tak nerwowo chodzić zaczęła i już nie mogłam się wcale wysłowić do słuchawki, bo Gruzja wszystko zabrała, wysztywniła mi kręgosłup, wyprostowała włosy, oczy przewróciła białkami do góry i przemówiła przeze mnie jak ten Duch-Kogoś-Bardzo-Złego w te straszne, wiekopomne słowa: "No dobra, kup mi ten bilet".
I on kupił.
A duch się ulotnił. Zdrajca! Zdrajca co żółte ma... noo... oczy. Powiedzmy, że oczy.
No więc nie mam pojęcia jak to będzie.
Nie mam żadnego planu.
Moja znajomość gruzińskiego jest mniejsza od zera i tak właściwie to nie wiem nic.
Mam tylko bilet i szczere chęci by zrobić Gruzję rowerem.
Aczkolwiek - cholerne aczkolwiek zawsze się wepchnie do wszystkiego do czego tylko może - aczkolwiek moim znajomym do rowerowego planu nie spieszno - zupełnie nie wiem dlaczego. Czyżby góry?? To tylko dwutysięczniki przecież :) Czyżby pogoda? Że niby zimno i deszcz? No ale to wystarczy się do tego zimna uśmiechnąć - ja uśmiecham się do szóstek aż.
No i mam jeszcze letkiego cykora, bo rowerem bardzo chcę, ale tak samojeden? Sigma, która jak najbardziej do kaukaskiego wyrypu jest pierwsza, niestety z przyczyn obiektywnych partycypować nie może, ale podobno już zaczęła obgryzać paznokcie z żalu. A szkoda, bo zawsze miała takie zadbane dłonie :)
No i z takim dylematem poszłam się przerowerować korzystając z dzisiejszego Rogerowo Watersowego urlopu. Miałam nadzieję, że coś wymyślę, ale było tak cudownie, że dość szybko o wszystkim zapomniałam. I dalej jestem w kropce. Obczaiłam za to ścieżkę, o której pisał Krzysiek. Jest bajeczna. I okazuje się, że nie kończy się przy porcie praskim, tam jest tylko taka dziwna szykana. Ścieżka natomiast ciągnie się dalej aż za most Gdański, a w okolicy Zoo jest dodatkowa atrakcja w postaci mini parku linowego. Za Gdańskim widać, że jeszcze nie wszystkie prace są skończone, ale ewidentnie coś tu jeszcze będzie. Niestety z braku czasu dalszej części nie zbadałam, ale zbadam przy pierwszej wolnej okazji. Ścieżka jest zarąbista!
A teraz wio do Łodzi!