Ulcinj - Virpazar

Sobota, 30 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Kategoria Bałkany, duch
Podjazd na przełęcz miał jakieś 700 m i był tak cholernie długi, że prawie osiwiałam. W połowie byłam już wykończona, ale dziewczyna przede mną jechała, więc ja też, ale muszę przyznać, że ciągnęłam tylko i wyłącznie na ambicji. Powinnam się cieszyć, że nie prowadziłam rowerka, że nie podjeżdżałam busem, ale tak naprawdę czułam się niesamowicie słaba. Potem długi zjazd i myślałam, że to koniec wyrypu na ten dzień, ale niestety był to dopiero początek, bo w górach tak już jest, że każdy zjazd kończy się podjazdem. Toteż koniec końców zajechał mnie ten odcinek, było ciężko, zdawało się, że trasa nigdy się nie skończy, tym bardziej, że mi mimo pięknych widoków jakoś ciężko przychodziła radość z jazdy. Przysłaniało ją sapanie i wymyślanie coraz to nowych, bardziej wyszukanych przekleństw.
To była tak naprawdę pierwsza od dawna konfrontacja z górami, którą chyba ostatecznie wygrałam – przejechałam wszystko, nie zsiadłam z rowerka i nie byłam wcale ostatnia, aczkolwiek wcale nie czułam się jak zdobywca. Raczej jak mocno zużyta ściera do podłogi. Podjazdy wykończały mnie i psychicznie i fizycznie, kompletnie nie mogłam wbić się w swój rytm, czułam się słaba a po głowie tłukły się same czarne myśli, których może nie będę tu przytaczać. Na podjazdach sapałam jak dwudziestoletni trabant, krew z nosa, pot z czoła i łzy z oczu. No prawie :) Do Virpazar dojechałam naprawdę wykończona i w słabym humorze, bo dodatkowo na zjeździe zrobiło się zimno i zaczął siąpić deszcz.

To był naprawdę ciężki dzień, dla mnie najtrudniejszy, choć obiektywnie rzecz biorąc – nie był to ani najdłuższy dystans, ani najgorsze warunki. Później było gorzej, ale dla człowieka z Mazowsza, który ostatni raz góry widział we wrześniu i nie ma kondycji było to wyzwanie – no cóż konfrontacja z własną słabością nigdy nie jest przyjemna.

w połowie podjazdu na przełęcz © sliwka


gdzieś na trasie © sliwka


skrajem przepaści © sliwka


czaaad :) © sliwka

Komentarze (4)

brak aklimatyzacji i rakija robią swoje :)

surf-removed 22:31 czwartek, 12 maja 2011

Góry męczą w 100% ale w 200% wynagradzają pięknymi widokami :) (niezła z ciebie twardzielka :) ) Pozdrawiam i życze szybkiego powrotu do zdrowia
Ps. Z niecierpliwością czekam na kolejne Twoje wpisy z pięknej podróży

sanchi 21:41 wtorek, 10 maja 2011

To ostatnie zdjęcie przypomniało mi moją podróż pociągiem z Rijeki do Morawicy, dobrych kilka lat temu :-)

oelka 18:57 wtorek, 10 maja 2011
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa czaso

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]