Jakaś taka zmęczona ostatnio bywam, aczkolwiek mając do wyboru kanapę i rower wciąż jednak wybieram rower, tyle że leniwie. Więc było prawie tak jakbym na tej kanapie siedziała, tyle że na powietrzu. Chciałam do lasu, ale okazało się, że to głupi pomysł był, bo grasują tam komary wampiry i musiałam spieprzać stamtąd szybciej niż wjechałam. Oczywiście najpierw przemoczyłam sobie buty w kałuży. Wszędzie się buduje. A ja ubolewam, bo już teraz żal mi tych pól i łąk, które za rok, za dwa zostaną zastąpione przez chaotycznie zbudowane osiedla. A że mnóstwo tych terenów jest podmokła, to nie wątpię, że będzie zalewało garaże. Czasem po prostu lepiej nie mieć piwnicy.
Jest taka znajoma pani, którą rano spotykam zanim się przebiorę z normalnych ciuchów w jakieś pracowe gałganki. I tak se rozmawiamy i rozmawiamy i pani w końcu pękła i pyta - "ja to tylko jednego nie rozumiem, jak pani się rano przebiera w cywilne rzeczy, to kiedy pani te przesyłki rozwozi? W nocy??!!" :)))
Mój ulubiony pan Tomek, Tomek, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, jak zwykle wszystko naprawił i jeszcze koło wycentrował. A ja obiecałam, że nie będę już niczego odkręcać. I w ogóle...