Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:953.64 km (w terenie 57.00 km; 5.98%)
Czas w ruchu:48:39
Średnia prędkość:19.60 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:41.46 km i 2h 06m
Więcej statystyk

ostatnia rąbanka...

Piątek, 3 czerwca 2011 · Komentarze(2)
Kategoria duch, praca
... i już za chwileczkę, już za momencik będę znów mogła się przebrać z kobiety w cyklistkę. I będę mogła bez ograniczeń mazać się łańcuchem, pocić na siodełku i uśmiechać z muchami w zębach. Przez całe dwa dni! Wypas, prawda :))

po burzy

Czwartek, 2 czerwca 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch, praca
Dziś trochę z aparatem.

Trawy smyrają tu po łydkach.
tu na razie jest ściernisko... z niepokojem myślę o przyszłości © sliwka


A z tą kładką jest jak z lustrem, po drugiej stronie jest zupełnie inny świat. Na Bródnie chociażby zawsze jest cieplej.
kładka przyjazna rowerzystom © sliwka



samochody zazdrośnie zerkają na pusty pas © sliwka


Wyszłam wcześniej z roboty i poczułam się jak licealistka na wagarach... A na Modlińskiej zamtuz taki, że tylko dziada z babą brakuje. Chociaż kto wie, może gdzieś tam się kręcą. Ja bądź co bądź zwiewałam jak najprędzej.

industrialne widoki z Modlińskiej © sliwka


Zwolniłam dopiero za Płudami. Stacja w remoncie, więc spokojnie można się przemknąć ul. Klasyków. Cisza, spokój, droga na Białołękę.... I, jako, że jestem starą sentymentalną śliwką, to powiem, że kurczę blaszka lubię tę Białołękę. Takie wyznanie.

A tu właśnie mieszka Gargamel i siedmiu brzydkich krasnoludków. I dlatego drogie dzieci, nie wolno przechodzić na czerwonym świetle.
areszt śledczy na Białołęce... wolność kocham i rozumiem... © sliwka


Przed aresztem nie ma się co zatrzymywać, jeszcze mnie zgarną, więc zmykam, zmykam...
a pogoda rozśpiewana, a na chmurze bal do rana... © sliwka


sky is the limit © sliwka


A tu niestety nie mieszkam
czyżby ktoś mnie lubił? :) © sliwka

uff jak mi puff

Środa, 1 czerwca 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch, praca
Rano jeszcze było znośnie, zresztą perspektywa klimatyzowanego biura wygląda czasem dość optymistycznie. Po południu za to, to jakbym do pieca weszła, a wiatr tylko mełł to powietrze i mełł (a może nawet mielił?), zamiast chłodzić. A ja przecież wracając musiałam jeszcze zahaczyć o truskawki, choć było mi to tym razem nie po drodze. Ale wieczorami z rowerzystki zmieniam się w wielkiego nienażartego truskawkożercę, więc nie ma przebacz.