Surf przyuważył, że coś mi tam stuknęło. No stuknęło. Dobrze, że to o kilometry chodzi a nie o wiek, bo nie lubię się starzeć :)
Ale... te kilometry to tylko kolejny dowód na to, że rower w kompletnie niezauważalny sposób wcisnął się w każdy zakamarek mojego życia, że o szafie nie wspomnę. Albo wspomnę. Bo prawda jest taka, że pełna jest pieluchomajtów. Mam pieluchomajty krótkie, długie, średnie, ciepłe, chłodne i różowe. No dobra, nie do końca są różowe, ale mają różowe wstawki. Mam koszulki oddychające, ze srebrną nitką, bez srebrnej nitki, termoaktywne, z długim rękawem, z krótkim rękawem i bez rękawa. Mam softshela dopasowanego do koszulek i już nie wiem ile par rękawiczek rowerowych dopasowanych do całej reszty. Które zresztą z uporem godnym lepszej sprawy niszczę lub gubię.
Mam zapasowe pedały w szufladzie i dwa kaski, z czego jeden zepsuty (ale żal mi go wyrzucić) i myślę o trzecim. Miałam milion i jeden zapięć rowerowych – jedno rozpadło się ze starości, jedno rozpieprzył mi złodziej, jedno mam na wyjazdy, bo jest lekkie, jedno mam do przypinania pod pracą, bo jest solidne (co oczywiście jest pojęciem względnym). Mam kilka odblasków na kończyny górne i dolne, które noszę w zależności od okoliczności i … nastroju :) Mam również kilka światełek, które przychodzą i odchodzą podobnie jak zapięcia i rękawiczki – albo gubię, albo kradną, albo psuję. Mam kilka pompek, kilka plecaków, kilka bidonów i kilka buffów... ufff... :)
I oczywiście (nie zapominajmy o najważniejszym) TRZY rowery. Trzy tylko dlatego, że jeden mi ukradli i w miejsce tego jednego musiałam kupić dwa, z czego każdy służy do czegoś innego. I ponieważ żaden z nich nie jest szosówką, to istnieje prawdopodobieństwo, że liczba ta w którymś momencie się zmieni.
Jedna z szuflad kuchennych jest pełna rowerowego szpeju. Ta szuflada jest większa od tej, w której są garnki. Zdarza się, że nie mam w domu chleba, ale zawsze mam zapasową dętkę. Mam dwie pary sakw, a pod łóżkiem leży bagażnik. Jeden z moich rowerów stoi pod oknem przy kaloryferze. Kaloryfer ten jest na stałe zakręcony, żeby rower się nie przegrzał.
No i mam bloga rowerowego na bikestatsach :) Dzięki któremu zresztą spotkałam starych znajomych:
tego i
tego (i teraz jeżdżą ze mną po nocy, albo wykorzystują mnie do sprawdzenie pogody :))) i poznałam nowych – więc same plusy :)
Dzięki wskazówkom
Toompa nauczyłam się nawet regulować hamulce, oczywiście przy okazji nauczyłam się również je psuć, ale to już zupełnie inna historia. Za to opowieści
Surfa nakręciły mnie na rajdy na orientację, co zaowocowało między innymi kupnem mapnika, czołówki i kompasu, ale też poznaniem
tej pani oraz
tego i
tego pana :)
A special thanks idą do
pani, która jeździ ze mną w sposób więcej niż konsekwentny :)
I może nie jeżdżę ani tak dużo, ani tak szybko jak inni, ale jeden pucharek udało mi się wygrać!! O czym zresztą w całej swej ignorancji nie wiedziałam więc i na pudle nie stanęłam. Pucharek jednak odzyskałam i okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo jest to bardzo pożyteczny gadżet świetnie sprawdzający się w roli podpórki do kwiatka.
Trochę sentymentalnie się zrobiło, co nie?! :) NO TRUDNO!
Pozdrawiam wszystkich, a w szczególności tych, o których nie wspomniałam, a których mam w zakładce po lewej stronie. I chociaż jestem ostatnio zarobiona i mało piszę, to nie znaczy, że zapomniałam. No!