Zdecydowanie uważam, że po urlopie właściwym powinien nastąpić dodatkowy urlop wypoczynkowy. I zupełnie nie rozumiem dlaczego ustawodawca tego nie przewidział. Powiem więcej. Jest mi wręcz przykro z tego powodu. A nawet, gdybym była bardziej kobieca to kto wie... może nawet mogłabym zapłakać. Albo chociaż smarknąć przez palce.
Włożyłam sandałki. Raz jeden, raz! I od razu musiałam zmarznąć w moje biedne paluszki. I tak jechałam dziś rano w – uwaga – szortach i t-shircie oraz bez kasku tudzież bez yspydów, czyli zupełnie incognito. Ale za to na Kozie. Mimo podeszwy sandalnej małpim chwytem wczepiłam się paluchami w zatrzaski, a że zimno było, to mi te paluchy tak zesztywniały, że normalnie jakbym bloki miała. No i tak prawie elegancko bujając się na Kozie przyjechałam do roboty. Wróciłam zaś zaprzyjaźnionym Gary Fisherem. Fajny rowerek, tylko kierę ma tak szeroką, że jakbym kosę trzymała. Kozę natomiast w tak zwanym międzyczasie oddałam w dobre ręce celem zmiany wizerunku. Jak wrócę z ciepłych krajów to będzie gotowa. Wiecie botoks i te sprawy. Zmieniona zostanie kiera, pedalce i błotniczki. A dodatkowo – uwaga – zażyczyłam sobie koszyczek na tylni bagażnik :) I tym sposobem uniezależnię się od samochodu podczas wypadów na zakupy. Ależ jestem sprytna!