A kiedy wychodziłam z pracy, to akurat przyszła chmura i zaczęło padać. Jakby się te wszystkie wpisy, że lubię mżawkę komuś w oczy rzuciły i postanowił nieco mnie uszczęśliwić. Wiem, że specjalnie dla mnie była ona, ta chmura, bo jak dojeżdżałam do chaty, to akurat wychodziło słońce. Więc dziś bez rundy dodatkowej, bo musiałabym kończyć na sucho. A na sucho widać nie wypada. Za to przyjemnie się ochłodziło i wieczorem biegało mi się jak marzenie.
Dziś na razie tylko tyle, ale za to z cięższym niż zwykle plecakiem, bo po pracy lecę do pociągu. Aczkolwiek po Spalskich doświadczeniach zanabyłam brand new plecaczek Vaude i podoba mi się jak jasna cholera. 30 do 35 l pojemności i świetna siateczka na plecach. I podoba mi się jego wielozadaniowość, bo podobno ma być idealny jak nazwa wskazuje na bike i na hike. No jak wciągałam rowerek na Łysicę, co uważam za kwintesencję bike & hike, to źle nie było :)
Mam dziś szczęście do deszczu. Zlało mnie i rano i wieczorem, ale to nic, bo ciepło jest i mam żółte okulary. A niebo w takich okularach wygląda jakby się już rozpogadzało. Niesamowite wrażenie zwłaszcza o zachodzie słońca. I tak sobie wracałam wracałam aż mi się od tych szkieł zdawało, że zaraz tęczę zobaczę. I wiecie co... zobaczyłam :))
Nie mam ostatnio czasu jak widać. Ale dziś jak również widać nadgoniłam z wpisami. Aczkolwiek ten tydzień również zapowiada się pracowicie, tym bardziej, że w piątek wyjazd do Poznania.