...w każdych ilościach. Serio. Nie ma się co krępować, można przywieźć na taczkach, przynieść we wiadrze, wysłać kurierem (rowerowym oczywiście) albo sąsiadką. Można psu doczepić, albo gołębiu pocztowu, można jej wrotki założyć i popchnąć w moim kierunku. Ja złapię. Przyjmę. Zatroszczę się. Przytulę do piersi swojej śliwkowej. Można nawet anonimowo. Jestem otwarta i zachęcam, zanęcam.
...czyli stopy i ręce oczywiście :) No i mamy klęskę mrozu. Ale przynajmniej nie wieje i nie pada, a jedna klęska na raz to pikuś przecież. I tego będę się trzymać wracając z pracy.
update popołudniowy Miałam coś napisać, ale z tego zimna zapomniałam. Jakieś złe mnie bierze. I to niestety nie są diabli, podejrzewam, że raczej są to skutki plażowania w lutym, albo porannej mojej niedoróbki ubraniowej. A to oznacza tylko jedno - czas na imbir, na grzane wino i miód do tego. O taaak!
Dziś w drugą stronę, w stronę słońca. A konkretniej Józefowa. Było bosko, ah! I zagnało mnie na Wyspy Świderskie, bo szosa szosą, ale ja wolę jednak daleko od szosy. Czy mówiłam już, że było pięknie? Pokręciłam się nad Wisłą, porozmawiałam ze spacerowiczami o tym i o owym i niestety wróciłam. A szkoda. Ale pogoda dziś dała czadu, co nie?! :)
I nie wiem tylko, czy ten róż na policzkach, który przywiozłam to pierwsza opalenizna czy odmrożenia :)
Skoczyłam do Rynii sprawdzić jak Zalew wygląda. Zamarzł. Więc ładnie wygląda. Ale ja przy tym wietrze i w tej temperaturze też byłam bliska tego stanu, więc cyknęłam fotkę i zmyłam się w te pędy do lasu, tam przynajmniej wiało trochę mniej. Chociaż i tak dziś pogoda taka, że odmarzło mi wszystko co tylko mogło, a być może, że nawet trochę więcej. Tym bardziej, że przez ten wiatr (na coś zwalić muszę) wlokłam się jak żółw na emeryturze.
I ogłaszam niniejszym i publicznie koniec zimowego letargu, koniec roztrenowania, koniec przetrwalnikowego pedałowania do roboty i z powrotem, koniec pobłażania sobie, koniec porannego wylegiwania się do szóstej :) koniec! No. Bo mi się już nie chce. Albo raczej - bo mi się właśnie chcieć zaczyna :)) A dziś mimo świetnych warunów spotkałam tylko jednego, słownie jed-ne-go rowerzystę. No i nie rozumiem - jak można nie jeździć rowerem w taką pogodę?! Wyłazić rowerzyści, wyłazić, przesiadać się z autobusów proszę, z samochodów jeszcze piękniej proszę, i wsiadać na rowerki i grzać do pracy proszę. ...bo bym się troszkę pościgała :))
... a właściwie to Duch mnie poniósł. No po prostu kocham ten rower!!! Kocham!! Nawet jeśli nie jest to do końca politycznie poprawne i powszechnie akceptowane... Ale wiem, że Wy - Bikerzy z BS to zrozumiecie, bo jesteście tak samo porąbani hehe :)
Ale to nic, to nic. Ten czas można wykorzystać na planowanie weekendu. I jest coś co zawsze poprawia mi humor (a teraz zobaczymy czy umiem wstawić linka z youtuba...).
Nie wiem jak Wy, ale ja zdecydowanie jestem napędzana słońcem. I może waruny dziś średnie, bo wiatr jak zwykle z uporem godnym lepszej sprawy wali prosto w twarz, ale i tak wyszczerz mam dziś nie-do-opanowania. Będę miała zmarszczki na starość, (czyli już całkiem niedługo, kto wie, może jutro nawet) ale już trudno :)