po mieście

Niedziela, 27 lutego 2011 · Komentarze(4)
Kategoria duch
No i wygląda na to, że wykańcza mnie ta zima wespół w zespół z obowiązkami dnia codziennego. Plany sobotnie musiałam odwołać, a plany niedzielne przyciąć do rzeczywistości. Zamierzałam sprawdzić dziś, czy ognisko tak zachwalane przez surfa jest czynne również w niedzielę, ale zamiast tego zmieniłam zamiar. Pokręciłam się trochę po mieście, sprawdziłam jak wygląda Wisła i ścieżka wzdłuż niej, niestety aparatu nie wzięłam i nici z fotek, a później zaczepiłam się w ciepłej przystani na Mokotowie, gdzie zawsze mogę liczyć na gorącą herbatę :)
Po powrocie natomiast czekała na mnie solidna porcja białka w postaci krewetek, więc prawie jak Bear Grylls, tyle, że on z pewnością nie zawracałby sobie głowy smażeniem, o rozmrożeniu już nie wspominając, podczas, gdy ja dodałam do nich jeszcze solidną porcję węglowodanów w postaci makaronu :) Więc prawie jak.
I tyle. Nic dziś odkrywczego, a szkoda.
Natomiast z przyjemnością odnotowuję fakt, że ptaszki śpiewają a słońce już wysoko i grzeje dupencję jak trzeba. Idzie wiosna. Nieodwołalnie :)

prawie jak rycerz

Piątek, 25 lutego 2011 · Komentarze(8)
Kategoria koza, praca
No bo rumaka mam, choć z wyglądu to więcej koza, a z zachowania muł i mam też rynsztunek, którego przyodzianie zajmuje tylko kilkanaście minut, mam nawet bestię włochatą i pazurzastą (która wysypia się na kanapie zamiast mnie) i jeno giermka mi brak. Giermka, który by się z tym wszystkim męczył zamiast mnie.

oddech zimy nic nie mrozi mi...

Czwartek, 24 lutego 2011 · Komentarze(5)
Kategoria praca, koza
Brzęczenie budzika zastało mnie dziś zupełnie nieprzytomną. I w tej pomroczności nieprzejrzystej uruchomiłam chyba wszystkie freudowskie mechanizmy obronne i przestawiłam budzik o pół godziny. Wypas.
A w ogóle to ciepło. Ale dziś mam inną koncepcję - może to albowiem ponieważ, że bo jest niska wilgotność i nie wieje. Zresztą jak dla mnie to taka zima może być, słoneczko, lekki mrozek, brak wmordewinda, pies nie chce chodzić na spacer więc normalnie git majonez i szabadabada.

kasta cyklistów to cyklistów kasta...

Środa, 23 lutego 2011 · Komentarze(4)
Kategoria koza
Właściwie to powinnam powiedzieć "kasta cyklistów zimowych" ale wtedy nie wbiłabym się w rytm piosenki, do której nawiązuję.

A nawiązuję, bo zauważyłam, że im bardziej ekstremalne robią się waruny, im mniej cyklistów, których nie wiem sama co gna na zewnątrz, każe ubierać się w setki warstw i pedałować kiedy nawet łzy zamarzają, ale im nam gorzej, tym życzliwsi jesteśmy. Zauważyliście?
No i tak - mijam bikera on macha, ja macham i kiwamy głowami... jakbyśmy byli jacyś chorzy. Jacyś nienormalni. Bo, helooooł, w końcu się nie znamy, nie?! Ale jesteśmy na rowerach i wygląda na to, że to właśnie to, co nas łączy.
To jest właśnie to coś, czego w lecie nie uświadczysz.
Dziś trzech panów spotkałam. Aczkolwiek myślę, że będzie nas więcej, a już zwłaszcza gdy ruszy budowa metra na Wileńskim.

PS. Chyba się aklimatyzuję, bo dziś wcale nie zmarzłam.

update - po południu zawsze cieplej :)

ślamoidalnie

Wtorek, 22 lutego 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza
No naprawdę. Prędkość zaiste rozwinęłam dziś ślimaka w rosole. I nie wiem czy to przez ten mróz, czy przez te kopy ciuchów na grzbiecie, czy przez zamarznięte smary w kozie, albo inną cholerę, czy może wreszcie to wina mojej wiotkości-słabości. No nie wiem, ale wolałabym oczywiście wina leżała po stronie czynników zewnętrznych. Tak czy siak jest wielce prawdopodobne, że wolniej się już nie da. Ale za to widziałam trzech bikerów. Duch w narodzie nie ginie i cyklotycy są na wśród nas :)

dziadek Mróz

Poniedziałek, 21 lutego 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza
Tak tak, niby dziadek, dziadunio taki staruszek nieszkodliwy, sztuczna szczęka, sztuczna noga i kto wie co jeszcza, niby taki dziumdziu dziumdziu, niby broda, fajka i wrether's original a jak się odwrócisz to palce odmrozi. Skubany! Dziadek Mróz! Taaa. Dziadyga raczej. I gdybym tylko mogła to bym mu z liścia zawaliła jak trzeba i w co trzeba. Ale nie mogę, bo wiadomo dziad mrozi skutecznie i liści nie ma :)

update z dnia następnego:
A popołudniu zrobiło się całkiem ciepło i miło. Dziwne...

trochę śniegu i kawałek lasu

Sobota, 19 lutego 2011 · Komentarze(6)
Kategoria duch
Miałam dziś przyjemność kręcenia w towarzystwie Sigmy i jestem niezmiernie szczęśliwa z takiego obrotu spraw. Brakuje mi letnich wycieczek, kiedy wstawaliśmy o świcie, tylko po to, żeby kilka godzin później tropić jakiś szlak - najczęściej zielony - który w środku lasu/bagna/pola ginął zazwyczaj bezpowrotnie. Więc dzisiaj taka zimowa edycja letniej wycieczki. Pojechałyśmy z moją najulubieńszą kumpelą rowerową w kierunku Nieporętu, przejechałyśmy Stanisławów Pierwszy, a później Strużańską (ah ten widok na las...) do lasów Drewnickich. I co tu dużo gadać, pięknie było. Narnia. I nawet nie za bardzo zimno. Wczorajsze słabości i spazmy przeszły jak ręką odjął. Tego mi było trzeba.

rzeczka Czarna © sliwka


lasy Drewnickie © sliwka


I jeszcze piosenka w kolorach mojego rowerka



PS. Nie patrzcie na średnią... plotkowałyśmy :)

ależ miałam dziś kryzys!

Piątek, 18 lutego 2011 · Komentarze(9)
Kategoria koza
Byłam o krok od porzucenia roweru. Taka jestem słaba. Jak wyszłam rano z psem, jak zobaczyłam to coś, co boję się nazwać pogodą to ręce mi opadły, a centralny układ nerwowy opanowały najczarniejsze z czarnych myśli. Czarniejsze od czarnoziemu, czarnych oliwek i czarnej dziury w kosmosie. I w myślach tych na przemian marzłam, mokłam, ślizgałam się, byłam otrąbiana, zasmarkana i wielce, ale to ogromnie nieszczęśliwa. Ale potem pomyśliałam sobie o bikestatsie. O tym, że Wy nie marudzicie, nie smarkacie w rękawy i nie przesiadacie się do autobusów z byle powodu. I z trudem i to takim, że nawet słów nie mam, ale był to wielki trud, wbiłam się w ciuszki rowerowe, neopren na buty i hajda hop. Po pięciu kilometrach całe to dziadostwo mi przeszło. Po siedmiu poczułam się całkiem nieźle, po dziesięciu bosko, a po trzynastu rewelacyjnie :)
Nie było źle i muszę stwierdzić, że tak właściwie to lubię kiedy jest trochę bardziej technicznie, lubię gibać się na kozie w świeżym śniegu i lubię widzieć ślady innych rowerzystów przed sobą.

normalnie ciepło!

Czwartek, 17 lutego 2011 · Komentarze(4)
Kategoria koza
No wieje, wieje, ale - nic mi dziś nie odmarzło, nos nie odpadł... nonono. Luksus normalnie i to luksus, na który mnie stać! :)

Wiatr dziś obleśny i obił mi ryjca jak trzeba

Środa, 16 lutego 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza
Mróz natomiast wyssał ze mnie wszystkie siły i tak siedząc na tym siodełku i pedałując z wielkim namaszczeniem, które niestety nie dodawało mi prędkości pomyślałam sobie, że prawdziwi bohaterowie nigdy się nie poddają. Zakładają pelerynę i hops w przestworza, czy gdzieś tam. Albo taki Bear Grylls. Ten to dopiero zgrzany na maksa. Śpi sobie pod śniegiem, skacze do wodospadu... i ja mam narzekać na odrobinę wiatru?! O nie. O nie, o nie, o nie!
Więc dojechałam, z prędkością żenującą, ale dojechałam.
A teraz czas poszukać porządnej porcji białka :)

update popołudniowy
Wiatr pizga, ja bluzgam, koza jedzie. Ale to i tak lepsze niż to co było wczoraj.