No dobrze, więc czuję się trochę jak grzesznik w drodze do piekła, albo jakbym była wczoraj bardzo niegrzeczna, a przecież wiadomo, że nie byłam, bo nie miałam kiedy :) Więc prawdopodobnie chodzi o to, że zdecydowanie za późno chodzę spać, chociaż i tak dobrze, że w ogóle chodzę. Ale optymizmem napawa mnie fakt, że już za parę godzin nadejdzie nówka sztuka, nie śmigany weeeeeekeneeed!!!! A słoneczko po niebie za...dala aż miło, ptaszki śpiewają i nawet kierowcy dziś jacyś wyjątkowo mili. Czyżby ktoś rozpylił jakieś zioła nad Wawą??
Ależ bosko!!!! Słońce, ciepło, ułaaaaa!!! To jest właśnie to co śliweczki lubią najbardziej! I już teraz, tu z miejsca swojego zabiurkowego zazdroszczę wszystkim tym, którzy dziś wyjdą i jeździć w słońcu będą. I tak gotując się w tej zazdrości bezsilnej mam tylko nadzieję, że weekend będzie równie zajebisty. Zresztą, zdaje się, że nie tylko ja słońce sobie cenię, bo dziś rowerzystów na ulicach jak dżdżownic po deszczu (bez skojarzeń okołoprzełykowych tym razem :)). A poczekjacie no tylko jak się remonty w Wawce zaczną, wtedy cykloza zawojuje świat. Oł jes!! :)
Miałam wczoraj tę wątpliwą przyjemność spotkać Czerwonego Kapturka zupełnie na żywo i to full wypas w dodatku, znaczy na rowerze ma się rozumieć . Jadę sobie ci ja do domu grzecznie, jak Pan Bóg przykazał a tu nagle wyskakuje z ciemności jakiś cień ruchomy i sunie na mnie jak nie przymierzając czołg ruski. Ale to nie czołg był, a dziunia w czerwonym kapturze z białym meszkiem dookoła. Dziunia z cyklu „zobaczysz jak najedziesz”, bo zero oświetlenia (musi licznik miał priorytet), zero ciekawości świata (kapturek jak sądzę skutecznie chronił jej wrażliwą duszę przed bodźcami zewnętrznymi, groźnymi cieniami, apokaliptycznym zachodem słońca, tudzież ociekającymi grozą rowerzystami) i prawdopodobnie zero połączeń między synapsami. Nic mnie bardziej nie przeraża i nie wkurza niż ludzie, których układ nerwowy zatrzymał się na poziomie obrączki okołoprzełykowej.
update surf - nie wiem kiedy Ty mnie widziałeś na pierwszym albo piątym miejscu, ale to musiała być fatamorgana, miraż jakiś wiosenny czy cóś. Słońce mocno daje ostatnio :))
No bo rumaka mam, choć z wyglądu to więcej koza, a z zachowania muł i mam też rynsztunek, którego przyodzianie zajmuje tylko kilkanaście minut, mam nawet bestię włochatą i pazurzastą (która wysypia się na kanapie zamiast mnie) i jeno giermka mi brak. Giermka, który by się z tym wszystkim męczył zamiast mnie.
Brzęczenie budzika zastało mnie dziś zupełnie nieprzytomną. I w tej pomroczności nieprzejrzystej uruchomiłam chyba wszystkie freudowskie mechanizmy obronne i przestawiłam budzik o pół godziny. Wypas. A w ogóle to ciepło. Ale dziś mam inną koncepcję - może to albowiem ponieważ, że bo jest niska wilgotność i nie wieje. Zresztą jak dla mnie to taka zima może być, słoneczko, lekki mrozek, brak wmordewinda, pies nie chce chodzić na spacer więc normalnie git majonez i szabadabada.