Wpisy archiwalne w kategorii

duch

Dystans całkowity:8366.20 km (w terenie 522.00 km; 6.24%)
Czas w ruchu:396:57
Średnia prędkość:18.82 km/h
Maksymalna prędkość:32.00 km/h
Suma podjazdów:13070 m
Liczba aktywności:186
Średnio na aktywność:44.98 km i 2h 23m
Więcej statystyk

praca

Środa, 8 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria duch, praca
trochę mnie to zajmuje...

Wawa - Małkinia

Sobota, 4 czerwca 2011 · Komentarze(9)
Kategoria duch
Postanowiłam odwiedzić Małkinię, bo dawno nie byłam i miałam ochotę. A pretekstem stał się nowy most na Bugu. Wracałam pociungiem. Albo puciongiem.
Trochę się na się rano wkurzyłam, bo oczywiście wstałam później niż zamierzałam i w dodatku grzebałam się jak ostatnia ślama, skutkiem czego wyjechałam dopiero o dziewiątej. Pociąg powrotny miałam o 15.54 a kolejny po siedemnastej, co nie do końca mnie urządzało, bo za późno byłabym w Wawie więc już wtedy wiedziałam, że trzeba będzie zagęszczać. Szybko jeździć nie umiem, więc trzeba było ciąć postoje.
Droga w zasadzie cały czas pod lekki wiatr, przez większość wycieczki w ogóle mi to nie przeszkadzało, nawet się cieszyłam, bo trochę chłodził. Tylko pod koniec trochęśmy się musieli popałować, ale jakoś to było.
Jechałam przez wiochy, bo nie ma to jak gminne drogi, więc przez Ossow, Poświętne, Jadów, Myszadła, Tończę, Kosów Lacki. Trasa piękna, pusta, prosta. Tylko dwa razy spotkałam rowerzystów, poza tym cisza, spokój, ptaszki ćwierkają, sosny pachną, łąki wyglądają, drzewa szumią, słońce grzeje, a w tym wszystkim śliwka pedałuje.
Co tu dużo gadać.

gdybym tylko mogła jeszcze zapach sosen do zdjęcia doczepić... © sliwka


W Poświętnem muszę zahaczyć sklep - uzupełnić wodę, bo piję jak smok i zjeść loda - bo mam taki kaprys kobiecy. W pierwszym sklepie aczkolwiek pani mnie wyprasza, bo "gdzie mi tu się z rowerem pcha". Trochę się dziwię, bo trudno mi sobie wyobrazić, że w tym wielkim i pustym sklepie rower może komuś przeszkadzać, ale przeszkadza. Pewnie głównie pani sklepowej, ale co ja się będę kłócić. Grzecznie dziękuję i idę wydać pieniądze do sklepu na przeciwko, gdzie nawiązuję pierwszy tego dnia kontakt z kimś obcym. A jest to, jak się okazuje po chwili Nina, pomocnica właścicielki. Nina ma może jakieś sześć lat i wybiera dla mnie świetnego loda, a potem rozkłada parasol przy stoliku. Prawie sama :)

parasol specjalnie dla mnie rozłożony © sliwka


Kawałek dalej w mniej więcej takich okolicznościach przyrody...
schrupałoby się, oj schrupało © sliwka

...nawiązuję kontakt z panem, który wskazuje mi drogę na skróty. "Po pięciu kilometrach - mówi - dojedzie pani do głównej, tam w prawo". Specjalnie patrzę na licznik. Się ani o jotę nie pomylił skubany :))

Majowo przystrojonych krzyży i kapliczek jest po drodze dostatek.

majowo przystrojone © sliwka


Jest też bocian co nie chce pozować

śpi?? © sliwka


Wodospad słońca, chmur poduchy, złoto pól...

takich był okoliczności dostatek © sliwka


Pusto, pusto, pusto... Samochód mija mnie bardzo rzadko, ale jeśli już to gna co sił, bo droga prosta, asfalt równy, słońce gorące... też bym gnała, ale mam pod wiatr. Wiedziałam, że tak będzie, sprawdzałam pogodę, ale nie mogłam sobie odmówić tej wycieczki. Miałam na nią ochotę co najmniej od czwartku :)

a dookoła tylko fauna i flora © sliwka


Hamuję z piskiem opon, żeby fotnąć ten napis. Podoba mi się poczucie humoru leśniczego.
godny rym © sliwka


A po chwili znów się zatrzymuję. Tym razem to niesamowita zieleń przykuwa mój wzrok.

tu mieszkają żaby © sliwka

Kawałek dalej bagno wychodzi z rowu i rozlewa się w las. Musi być niesamowicie o zmroku.

W Jadowie znów się zatrzymuję. Wcinam drożdżówkę z jabłkiem i zaglądam do parku. Na krótko, bo muszki nie dają mi spokoju, ale udaje mi się cyknąć fotę.

w parku w Jadowie © sliwka


tablica © sliwka


gdyby nie te muszki... © sliwka


i jeszcze kosciół w Jadowie © sliwka


Gdzieś po drodze staję się mimo woli obserwatorem ciekawego polowania

"taś taś taś żabeczko..." © sliwka


W Starej Wsi znów nawiązuję kontakt z panem, który sprawdza przepustki na bramie zabytkowego dworu. Robię to celowo - bo dziś wolę z kimś pogadać zamiast sprawdzać mapę :) Ale, jak to ja, nie do końca zapamiętuję wszystkie wskazówki i czasem muszę do niej zerkać...

miałam jechać dokądś na Wu... © sliwka


Ładna kapliczka... a może tylko pretekst, żeby na chwilę się zatrzymać? :)
kolejna przydrożna kapliczka © sliwka


Bezludzia ciągną się na prawo i lewo...
trochę niestandardowy ocean © sliwka


Nie wchodzę
tylko mijam © sliwka


A oto i cel mojej podróży! Wypasiony, nówka sztuka nie śmigany (albo tylko trochę) most w Małkini. W ubiegłym roku, podczas zupełnie innej wycieczki, kiedy jechałyśmy z Sigmą z Węgrowa do Małkini musiałyśmy odbić w Kosowie na Nur przez co natrzaskałyśmy trochę dodatkowych kilosów, których się w ogóle nie spodziewałyśmy i ledwo zdążyłyśmy na pociąg.
Most był zamknięty przez jakieś dwa lata, wielkie otwarcie nastąpiło dopiero w listopadzie 2010 r. Impreza była pewnie huczna.

most w Małkini © sliwka


Bug zawsze mnie rozwala...

Lubię to! © sliwka


Do Małkini przybywam jakieś 20 minut przed czasem. Na spokojnie kupuję wodę (jest tak gorąco, że na piwo nie mam ochoty...) i bilet. I jeszcze zdążam strzelić fotę

szybki lans na peronie drugim © sliwka


A to już z pociągu

Małkinia żegna © sliwka


I to by było na tyle.

ostatnia rąbanka...

Piątek, 3 czerwca 2011 · Komentarze(2)
Kategoria duch, praca
... i już za chwileczkę, już za momencik będę znów mogła się przebrać z kobiety w cyklistkę. I będę mogła bez ograniczeń mazać się łańcuchem, pocić na siodełku i uśmiechać z muchami w zębach. Przez całe dwa dni! Wypas, prawda :))

po burzy

Czwartek, 2 czerwca 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch, praca
Dziś trochę z aparatem.

Trawy smyrają tu po łydkach.
tu na razie jest ściernisko... z niepokojem myślę o przyszłości © sliwka


A z tą kładką jest jak z lustrem, po drugiej stronie jest zupełnie inny świat. Na Bródnie chociażby zawsze jest cieplej.
kładka przyjazna rowerzystom © sliwka



samochody zazdrośnie zerkają na pusty pas © sliwka


Wyszłam wcześniej z roboty i poczułam się jak licealistka na wagarach... A na Modlińskiej zamtuz taki, że tylko dziada z babą brakuje. Chociaż kto wie, może gdzieś tam się kręcą. Ja bądź co bądź zwiewałam jak najprędzej.

industrialne widoki z Modlińskiej © sliwka


Zwolniłam dopiero za Płudami. Stacja w remoncie, więc spokojnie można się przemknąć ul. Klasyków. Cisza, spokój, droga na Białołękę.... I, jako, że jestem starą sentymentalną śliwką, to powiem, że kurczę blaszka lubię tę Białołękę. Takie wyznanie.

A tu właśnie mieszka Gargamel i siedmiu brzydkich krasnoludków. I dlatego drogie dzieci, nie wolno przechodzić na czerwonym świetle.
areszt śledczy na Białołęce... wolność kocham i rozumiem... © sliwka


Przed aresztem nie ma się co zatrzymywać, jeszcze mnie zgarną, więc zmykam, zmykam...
a pogoda rozśpiewana, a na chmurze bal do rana... © sliwka


sky is the limit © sliwka


A tu niestety nie mieszkam
czyżby ktoś mnie lubił? :) © sliwka

uff jak mi puff

Środa, 1 czerwca 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch, praca
Rano jeszcze było znośnie, zresztą perspektywa klimatyzowanego biura wygląda czasem dość optymistycznie. Po południu za to, to jakbym do pieca weszła, a wiatr tylko mełł to powietrze i mełł (a może nawet mielił?), zamiast chłodzić. A ja przecież wracając musiałam jeszcze zahaczyć o truskawki, choć było mi to tym razem nie po drodze. Ale wieczorami z rowerzystki zmieniam się w wielkiego nienażartego truskawkożercę, więc nie ma przebacz.

ah te ręczniaki owocowo-warzywne!

Wtorek, 31 maja 2011 · Komentarze(9)
Kategoria duch, praca
Po drodze mam chwilowo dwóch sprzedawców - chwilowo, bo to się zmienia w zależności od pory roku - stoiska są niestety przejściowe, a szkoda. Jedno tuż pod pracą, drugie jakieś dwa km przed domem. Na pierwszym pan mnie już zna i jak tylko podjeżdżam pyta, które jabłka i czy banany też. Fajny gość, lubię go :)
U drugiego, tego pod domem, kupuję truskawki coby się nimi wieczorem bezwstydnie obżerać. Gość wygląda na alkoholika po przejściach, ale truskawki ma takie jak lubię - dobre i tanie :) I mam nadzieję, że jak minie pora truskawkopotwora, to będzie miał i inne owoce.
Uwielbiam te ręczniaki, są prawie jak punkt prowiantowy na maratonie :))

[edit]
Było tak gorąco, że w poszukiwaniu chłodu pojechałam trochę nad wodę. Ale tam też gorąco...

Bez pośpiechu

Poniedziałek, 30 maja 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch, praca
Dziś lajtowo, w końcu trzeba kiedyś odpocząć. Wczoraj co prawda nie kręciłam, ale był to dzień z premedytacją odpuszczony, bo czas najwyższy wrócić do biegania. Powrót ma być powolny, żeby kontuzja nie wróciła, więc na razie trucht przerywany marszem, dobra rozgrzewka, dużo rozciągania i krótkie dystanse. Ale mimo to kiedy wreszcie włożyłam moje zakurzone trampki i skoczyłam na godzinkę do lasu to normalnie miazga i orbitowanie kompletnie bez cukru.
Komary aczkolwiek mogą szybko sprowadzić na ziemię. Bardzo szybko.