Postanowiłam odwiedzić Małkinię, bo dawno nie byłam i miałam ochotę. A pretekstem stał się nowy most na Bugu. Wracałam pociungiem. Albo puciongiem.
Trochę się na się rano wkurzyłam, bo oczywiście wstałam później niż zamierzałam i w dodatku grzebałam się jak ostatnia ślama, skutkiem czego wyjechałam dopiero o dziewiątej. Pociąg powrotny miałam o 15.54 a kolejny po siedemnastej, co nie do końca mnie urządzało, bo za późno byłabym w Wawie więc już wtedy wiedziałam, że trzeba będzie zagęszczać. Szybko jeździć nie umiem, więc trzeba było ciąć postoje.
Droga w zasadzie cały czas pod lekki wiatr, przez większość wycieczki w ogóle mi to nie przeszkadzało, nawet się cieszyłam, bo trochę chłodził. Tylko pod koniec trochęśmy się musieli popałować, ale jakoś to było.
Jechałam przez wiochy, bo nie ma to jak gminne drogi, więc przez Ossow, Poświętne, Jadów, Myszadła, Tończę, Kosów Lacki. Trasa piękna, pusta, prosta. Tylko dwa razy spotkałam rowerzystów, poza tym cisza, spokój, ptaszki ćwierkają, sosny pachną, łąki wyglądają, drzewa szumią, słońce grzeje, a w tym wszystkim śliwka pedałuje.
Co tu dużo gadać.
gdybym tylko mogła jeszcze zapach sosen do zdjęcia doczepić...
© sliwka
W Poświętnem muszę zahaczyć sklep - uzupełnić wodę, bo piję jak smok i zjeść loda - bo mam taki kaprys kobiecy. W pierwszym sklepie aczkolwiek pani mnie wyprasza, bo "gdzie mi tu się z rowerem pcha". Trochę się dziwię, bo trudno mi sobie wyobrazić, że w tym wielkim i pustym sklepie rower może komuś przeszkadzać, ale przeszkadza. Pewnie głównie pani sklepowej, ale co ja się będę kłócić. Grzecznie dziękuję i idę wydać pieniądze do sklepu na przeciwko, gdzie nawiązuję pierwszy tego dnia kontakt z kimś obcym. A jest to, jak się okazuje po chwili Nina, pomocnica właścicielki. Nina ma może jakieś sześć lat i wybiera dla mnie świetnego loda, a potem rozkłada parasol przy stoliku. Prawie sama :)
parasol specjalnie dla mnie rozłożony
© sliwka
Kawałek dalej w mniej więcej takich okolicznościach przyrody...
schrupałoby się, oj schrupało
© sliwka
...nawiązuję kontakt z panem, który wskazuje mi drogę na skróty. "Po pięciu kilometrach - mówi - dojedzie pani do głównej, tam w prawo". Specjalnie patrzę na licznik. Się ani o jotę nie pomylił skubany :))
Majowo przystrojonych krzyży i kapliczek jest po drodze dostatek.
majowo przystrojone
© sliwka
Jest też bocian co nie chce pozować
śpi??
© sliwka
Wodospad słońca, chmur poduchy, złoto pól...
takich był okoliczności dostatek
© sliwka
Pusto, pusto, pusto... Samochód mija mnie bardzo rzadko, ale jeśli już to gna co sił, bo droga prosta, asfalt równy, słońce gorące... też bym gnała, ale mam pod wiatr. Wiedziałam, że tak będzie, sprawdzałam pogodę, ale nie mogłam sobie odmówić tej wycieczki. Miałam na nią ochotę co najmniej od czwartku :)
a dookoła tylko fauna i flora
© sliwka
Hamuję z piskiem opon, żeby fotnąć ten napis. Podoba mi się poczucie humoru leśniczego.
godny rym
© sliwka
A po chwili znów się zatrzymuję. Tym razem to niesamowita zieleń przykuwa mój wzrok.
tu mieszkają żaby
© sliwka
Kawałek dalej bagno wychodzi z rowu i rozlewa się w las. Musi być niesamowicie o zmroku.
W Jadowie znów się zatrzymuję. Wcinam drożdżówkę z jabłkiem i zaglądam do parku. Na krótko, bo muszki nie dają mi spokoju, ale udaje mi się cyknąć fotę.
w parku w Jadowie
© sliwka
tablica
© sliwka
gdyby nie te muszki...
© sliwka
i jeszcze kosciół w Jadowie
© sliwka
Gdzieś po drodze staję się mimo woli obserwatorem ciekawego polowania
"taś taś taś żabeczko..."
© sliwka
W Starej Wsi znów nawiązuję kontakt z panem, który sprawdza przepustki na bramie zabytkowego dworu. Robię to celowo - bo dziś wolę z kimś pogadać zamiast sprawdzać mapę :) Ale, jak to ja, nie do końca zapamiętuję wszystkie wskazówki i czasem muszę do niej zerkać...
miałam jechać dokądś na Wu...
© sliwka
Ładna kapliczka... a może tylko pretekst, żeby na chwilę się zatrzymać? :)
kolejna przydrożna kapliczka
© sliwka
Bezludzia ciągną się na prawo i lewo...
trochę niestandardowy ocean
© sliwka
Nie wchodzę
tylko mijam
© sliwka
A oto i cel mojej podróży! Wypasiony, nówka sztuka nie śmigany (albo tylko trochę) most w Małkini. W ubiegłym roku, podczas zupełnie innej wycieczki, kiedy jechałyśmy z Sigmą z Węgrowa do Małkini musiałyśmy odbić w Kosowie na Nur przez co natrzaskałyśmy trochę dodatkowych kilosów, których się w ogóle nie spodziewałyśmy i ledwo zdążyłyśmy na pociąg.
Most był zamknięty przez jakieś dwa lata, wielkie otwarcie nastąpiło dopiero w listopadzie 2010 r. Impreza była pewnie huczna.
most w Małkini
© sliwka
Bug zawsze mnie rozwala...
Lubię to!
© sliwka
Do Małkini przybywam jakieś 20 minut przed czasem. Na spokojnie kupuję wodę (jest tak gorąco, że na piwo nie mam ochoty...) i bilet. I jeszcze zdążam strzelić fotę
szybki lans na peronie drugim
© sliwka
A to już z pociągu
Małkinia żegna
© sliwka
I to by było na tyle.