Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:1292.73 km (w terenie 138.00 km; 10.68%)
Czas w ruchu:65:58
Średnia prędkość:19.41 km/h
Suma podjazdów:1300 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:44.58 km i 2h 21m
Więcej statystyk

Czy zna ktoś gruziński??

Wtorek, 19 kwietnia 2011 · Komentarze(7)
Kategoria duch
I chciałby przez najbliższe cztery miesiące mnie w tymże gruzińskim wyszkolić, tak żebym umiała spytać gdzie jestem, jak dojechać do celu i powiedzieć kilka podstawowych rzeczy - jak się nazywam, że jestem niewinna, poproszę adwokata, ratunku... Jest ktoś taki?
Bo wygląda na to, że od kilku dni dysponuję biletem do Gruzji. Niestety nie dysponuję niczym innym.
A było tak - zadzwonił do mnie kumpel, a może to ja zadzwoniłam...? Nie wiem kurna blaszka i nawet gdyby poświecił mi ktoś lampą w twarz to nadal bym nie wiedziała -ale pragnę podkreślić to nie jest efekt galopującej starości i Alzheimera, nie. To jest efekt tego co robią z ludzi szybkie decyzje. Bo tak sobie gadamy, słowotok leci lotem jednostajnym nieprzyspieszonym, a ten nagle wypala, żebym z nim i jego towarzyszką życia do Gruzji leciała. Do Gruzji?! Eee, nie stary, nie, ja już mam plany na wakacje, a po wakacjach w grudniu jadę do ciepłych krajów - mówię i gadamy dalej, ale mi już w głowie coś przeskoczyło i Gruzja pomału jedną półkule anektuje. - Ale Wy to tam jedziecie na rowery, czy tak normalnie? Bo wiesz, jak nie na rowery, to ja w grudniu... - mówię znowu i NIBY gadamy dalej, ale jedna ręka zaczyna mi jakby drżeć. Gruzja opanowała nerw od ręki prawej. A potem od ręki lewej. A potem i noga tak nerwowo chodzić zaczęła i już nie mogłam się wcale wysłowić do słuchawki, bo Gruzja wszystko zabrała, wysztywniła mi kręgosłup, wyprostowała włosy, oczy przewróciła białkami do góry i przemówiła przeze mnie jak ten Duch-Kogoś-Bardzo-Złego w te straszne, wiekopomne słowa: "No dobra, kup mi ten bilet".
I on kupił.
A duch się ulotnił. Zdrajca! Zdrajca co żółte ma... noo... oczy. Powiedzmy, że oczy.
No więc nie mam pojęcia jak to będzie.
Nie mam żadnego planu.
Moja znajomość gruzińskiego jest mniejsza od zera i tak właściwie to nie wiem nic.
Mam tylko bilet i szczere chęci by zrobić Gruzję rowerem.
Aczkolwiek - cholerne aczkolwiek zawsze się wepchnie do wszystkiego do czego tylko może - aczkolwiek moim znajomym do rowerowego planu nie spieszno - zupełnie nie wiem dlaczego. Czyżby góry?? To tylko dwutysięczniki przecież :) Czyżby pogoda? Że niby zimno i deszcz? No ale to wystarczy się do tego zimna uśmiechnąć - ja uśmiecham się do szóstek aż.
No i mam jeszcze letkiego cykora, bo rowerem bardzo chcę, ale tak samojeden? Sigma, która jak najbardziej do kaukaskiego wyrypu jest pierwsza, niestety z przyczyn obiektywnych partycypować nie może, ale podobno już zaczęła obgryzać paznokcie z żalu. A szkoda, bo zawsze miała takie zadbane dłonie :)

No i z takim dylematem poszłam się przerowerować korzystając z dzisiejszego Rogerowo Watersowego urlopu. Miałam nadzieję, że coś wymyślę, ale było tak cudownie, że dość szybko o wszystkim zapomniałam. I dalej jestem w kropce. Obczaiłam za to ścieżkę, o której pisał Krzysiek. Jest bajeczna. I okazuje się, że nie kończy się przy porcie praskim, tam jest tylko taka dziwna szykana. Ścieżka natomiast ciągnie się dalej aż za most Gdański, a w okolicy Zoo jest dodatkowa atrakcja w postaci mini parku linowego. Za Gdańskim widać, że jeszcze nie wszystkie prace są skończone, ale ewidentnie coś tu jeszcze będzie. Niestety z braku czasu dalszej części nie zbadałam, ale zbadam przy pierwszej wolnej okazji. Ścieżka jest zarąbista!
A teraz wio do Łodzi!

szabadabada!

Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Kategoria duch, praca
Miałam taki plan przebiegły, że wstanę sobie dziś trochę wcześniej i bonusową rundkę zrobię przed pracą, toteż wczoraj dzielnie nastawiłam budzik na 5,30. Rano jednak okazało się, że ten plan jest równie dobry, jak ten sobotni dotyczący powrotu z Otwocka do Wawki, bo kiedy budzik zadzwonił ja w sposób zupełnie niepoczytalny, bezwolny i wręcz automatyczny zrobiłam dokładnie to co każdy biały i rozsądny człowiek zrobiłby na moim miejscu. Wyłączyłam i przestawiłam na godzinę bardziej cywilizowaną. Czego zresztą później, kiedy już na dobre wyrwałam się z objęć Hypnosa, oczywiście żałowałam.
Ależ ze mnie chory zboczeniec...

PS. Mam jeden wolny bilet do odsprzedania na Rogera Watersa na jutro. Ktoś chętny??

jakoś tak ni w pięść ni w oko

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(6)
Jakoś dziś trudno mi się czerpało przyjemność z rowerowania. Niby nóżka dobrze podaje, ale cały czas coś. Najpierw z tymi blokami upiornymi... Wydawało się, że dobrze je sobie ustawiłam w moich nowych bucindach, ale po wczorajszej wycieczce kolano trzeszczy, więc do regulacji. No się chyba ze trzy razy musiałam zatrzymywać, żeby je wyregulować, więc nic dziwnego, że gul już niewielki zaczął latać. Potem ten most Północny, gdzie wykorzystałam cały znany mi zasób nieprzyzwoitego słownictwa. A później Kampinos, gdzie słownictwa mi zabrakło. No nie wiem. Albo ja jestem jakaś niedorobiona, albo ten las nie jest ze mną kompatybilny. Nie pasi mi takie oznaczenie szlaków. Zresztą nie Kampinos jeden taki bylejaki, bo wczoraj też jakby różowo nie było, ale dziś mi się jakoś przelało. Dobrze, że rowerzystów tam wielu, to se ich śladami kierowałam w miejscach większych wątpliwości. Las zniechęciłby mnie na dobre, gdybym nie przylukała fajnej polanki turystycznej - idealne miejsce na ognisko. Więc może tam jeszcze wrócę przy lepszym nieco nastroju.

Czeba jeszcze dodać, że kierowcy i handlarze też dołożyli swoje czy grosze do mojego gula.
Tak było przy każdym wejściu na cmentarz i przy Zoo również. Niby DDR wolny, ale reszta równo zastawiona, a przecież gdzieś ci ludzie muszą się podziać, nie? Trąbić nie wypada, a zabić się i ich można.

przy cm. Bródnowskim przy weekendzie ścieżka zawsze tak wygląda © sliwka


Przy moście natomiast ogólny rozpidż.

a w rejonie budowy mostu Północnego tak się przeprowadza rowerki © sliwka


I odrobina higieny na koniec :)

mało subtelna reklama myjni rowerowej :) © sliwka

wycieczka zorganizowana...

Sobota, 16 kwietnia 2011 · Komentarze(10)
Kategoria duch, grupen biken
... między innymi przeze mnie. Tak to już jest, że w porze ciepłej raz w miesiącu wypada mi być organizatorem wycieczek dla cywilów :) No a przynajmniej takie jest założenie i hasło sztandarowe, którego dzielnie będę się trzymać. W praktyce jest tak, że przychodzą głównie moi znajomi :))) Nie wiem... może inni się boją, że im jakiś hardcore zgotuję, czy coś... a przecież ja taka nie jestem, ja rozumiem i jeszcze pamiętam jak to jest NIE jeździć na rowerze, NIE mieć cyklozy, za to mieć jakieś niewyobrażalne wyobrażenie o dystansie 20 kilometrów. Więc gdyby ktoś taki się pojawił to trasa na pewno nie wyglądałaby tak jak wyglądała, no i nie wylądowalibyśmy w Halinowie. Plan albowiem był taki, że jedziemy do Otwocka i tyle, wracamy do Wawki i wszystko. No ale czas pokazał, że nie do końca był on dobry, ten plan :)

Na początku zapowiedź tego jak będzie i co najczęściej będziemy spotykać na swojej drodze.
niektórzy mieli ciekawe podejście do tematu © sliwka


Wodę, w różnej postaci - kałuż, fos, czy bagien zalewających ścieżki spotykaliśmy później jeszcze całkiem sporo. Czasem trzeba było się nieźle nagimnastykować, żeby przebrnąć suchą stopą. A czasem było to niemożliwe :)

i po co to się myć przed wycieczką? :) © sliwka


Ale oczywiście wszystko to się opłacało :)

samotne drzewo © sliwka


Jedyne rozczarowanie nastąpiło w Otwocku. Zamknęli naszą knajpę!!!

W naszym ulubionym lokalu powitała nas kartka "do wynajęcia" © sliwka


Ale inna była czynna i przy posiłku regeneracyjnym stwierdziliśmy, że początkowy plan, by pojechać do Otwocka i jak człowiek po prostu z niego wrócić nie jest z nami kompatybilny. No i pojechaliśmy do Halinowa.

most po drodze do Wiązownej © sliwka


Widzieliśmy rzeczy, o którym w Otwocku się nie śniło :)

las namorzynowy, czy tylko bagno? © sliwka


A choć na zdjęciu poniżej jest ładna ścieżka, to nieraz i nie dwa przyszło nam się przedzierać przez chaszcze, a na końcu przez fosę. Żeby oczywiście nie było - fosa była pełna wody.

droga jakby zupełnie przez nikogo nie uczęszczana © sliwka


Na pociąg przybyliśmy całe dziesięć minut za wcześnie. A w pociągu grzecznie władowaliśmy się do przedziału dla rowerów tylko po to, by stwierdzić, że rowerów nie da się ustawić w stojakach, bo jakaś pańcia akurat tam sobie siedzi i ani myśli się przesiąść. Staliśmy więc jak debile, a rumaki tarasowały przejście. Bardzo ubrudzone dodajmy rumaki, co tym bardziej pogłębiało mój przynajmniej dyskomfort. No nie lubię tak. Ludzie mają prawo do przejścia, ale kurna na sufit se nie podskoczę.

W domu natomiast czekał na mnie dobrze wychłodzony Ciechan. Zasłużyłam przecież.

sssssamba de janeiro!!!

Piątek, 15 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria duch, praca
Tak oto od samego rana porąbało mnie uroczo. Z okazji nadchodzącego weekendu najprawdopodobniej i cudnego słoneczka zapierdalającego sobie radośnie po nieboskłonie. Hura!

A osobom bliskim mi rocznikowo dedykuję ten specjalny utwór przeniesiony tu prosto z mej szalonej choć nieco zamierzchłej młodości :) Straszne dziadostwo, ale co ja poradzę, że robi mi się odrobinę nostalgicznie i nawet ciepło na sercu :)




[edit]
Pogoda taka piękna, że nie mogłam się powstrzymać przed dokręceniem jeszcze paru kaemów przed powrotem do domu.

dzisiejszą notkę sponsoruje zimna łydka

Czwartek, 14 kwietnia 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch, praca
Nie mam zielonego pojęcia czemu dziś mi tak zimno, ale normalnie zmarzłam rano, aże mi szczęka dolna szczękała o szczękę górną wydając przy tym dźwięk dźwięcząco-dzwoniący, tak przeraźliwy, że przechodniom przypadkowym włos się jeżył i skóra gęsiała. I absolutnie wcale nie przesadzam.
Do tytułowego sponsora dołączę jednak wisienkę w postaci utworu muzycznego celem ocieplenia klimatu. Bardzo ładny cover.

mówią, że będzie lepiej

Środa, 13 kwietnia 2011 · Komentarze(1)
Kategoria duch, praca
W nocy dęło jakby do krainy Oz miało nas wszystkich zdmuchnąć, ale ponoć ma być lepiej. Tak mówi new.meteo i szczerze mówiąc na to liczę. W sobotę zabieram ludzi na wycieczkę - w sensie normalnych ludzi, nie cyklotyków - i mam nadzieję, że pogoda będzie pogodna. Tak nam dopomóż Perunie przełaskawszy i święci meteorolodzy. Howgh.

ale nienajgorzej jest

Wtorek, 12 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Kategoria duch, praca
Zamieniłam dziś trzy słowa z panami remontującymi alejkę przy Moście Gdańskim. Moje podejrzenia się potwierdziły - tak! to będzie DDR! Hurra! Tłum szaleje, meksykańska fala i wuwuzele!
Wszystko jedno jak do tego doszło, nie sądzę, żeby za moją przyczyną - za szybko się to stało, ważne jednak, że robią.
Cholera - taka mała rzecz, a cieszę się jak głupi do sera...

[edit]
No i zajebistym okazał się dzień do samego końca.
Buty zanabyte! I nawet mi dupsko wieczorem bardzo nie zmarzło. A deszcz... nie wiedzieć czemu jakaś perwersyjna satysfakcja mi się udzieliła wraz z deszczem. Zupełnie nie wiedzieć czemu :)

ta pogoda testuje moją cierpliwość!

Poniedziałek, 11 kwietnia 2011 · Komentarze(6)
Kategoria duch, praca
No bo ile można? Miała zajebistością w nas uderzyć ta wiosna, a uderza więcej jakby obuchem. Średnio mnie to rajcuje. Ale przynajmniej kierowcy dziś jakby nieco milsi i ten i ów pierwszeństwa mi na pasach ustąpił. Co trochę mnie dziwi, aczkolwiek nie narzekam, bo nie dalej jak w piątek nie było tak różowo. Jakiś pan kierowiec (może z kierownikiem mu się pomyliło) autobusu postanowił pokazać mi, że ulica należy do niego i jego wielkiego, żółtego krążownika. Głupi był - tyle powiem - bo na duże i żółte to muchy robią, więc nie ma się czym chwalić. No ale po tym jak wyminął mnie na gazetę (a i tak pewnie wdzięczna być powinnam, że nie na żyletkę) podjechał na pętlę, na której nie omieszkałam go zdybać i w kilku przyzwoitych słowach delikatnie mówiąc zbesztać. Skończyło się na tym, że pan prawie-kierownik zatrzasnął mi drzwi przed nosem zaraz po tym jak wrzasnęłam "TAAK?!?? To ja na pana skargę napiszę!!". No.
I jak wróciłam do domu skargę napisałam - nie wiem co na to kierownictwo MZA, ale kurna chata nie będę się wkurwiać tylko sobie a muzom, takiego wała. W końcu jak już zaczęłam drzeć koty z ZDM i ZTP to i z MZA mogę.
A właśnie - a propos ZTP.
Jadąc dziś przy Gdańskim widziałam panów z kopareczką, którzy zdaje się zdzierali asfalt z tego dziurawego chodniczka, o którym zupełnie przypadkowo pisałam do nich bodajże miesiąc temu. I teraz się zastanawiam, czy to za sprawą mojego listu (ale przecież to niemożliwe, żeby zadziałali tak szybko i po tylko JEDNEJ interwencji, no nie???) czy może raczej akurat mieli to w budżecie na ten rok i się zbiegło. Tak czy owak czas najwyższy wymienić tam asfalt. A właściwie czas najwyższy to był dwa lata temu.

na krótko

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · Komentarze(7)
Kategoria duch
Powiem tak - wkufffia mnie ta pogoda! Zaliczyłam dziś chyba wszystko - grad, deszcz, wiatr i słońce też. Jak pada i wieje to zimno, jak wiatr w plecy i słońce to gorąco. Nie dość, że przyjemność marna to i oszaleć można.
Na szczęście znajomi zaproponowali, że odwiedzą mnie dziś wieczorem, więc po pierwsze primo a) będę mogła zalać wyrzuty sumienia spowodowane małym dystansem - o ile - po drugie primo b) w ogóle wystąpią, bo mam usprawiedliwienie w postaci konieczności przygotowania zjadliwej wersji żywieniowej i odnorzenia nieco mojej nory.
Jak widać mój umysł broni się jak może przed przyklejeniem sobie na dupce etykietki "mięczak". I właśnie między innymi dlatego w spiżarce czeka Lwówek Książęcy i Ciechan. No i słońce z Andaluzji. No.

A zaczęło się bardzo ciekawie :)
8 kropel szaleństwa © sliwka


Zastanawiałam się przez chwilę, czy te krople nie zebrały się w jedną dużą kałużę.

jakie to typowe dla moich wycieczek © sliwka


Mimo chmur widok czasem radował serce.

wiosna! © sliwka


Niestety nie znam kwiata.

to właśnie te kwiaty tworzą dywan w lesie © sliwka


A później zapachniało drewnem...

wyrąb lasu © sliwka


wyrąb © sliwka