Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:1292.73 km (w terenie 138.00 km; 10.68%)
Czas w ruchu:65:58
Średnia prędkość:19.41 km/h
Suma podjazdów:1300 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:44.58 km i 2h 21m
Więcej statystyk

na zakupy

Sobota, 9 kwietnia 2011 · Komentarze(6)
Kategoria duch
Oj nietęgo było, nietęgo!! Dajcie spokój! Co za wypiździew!!
Pojechałam na zakupy na Ursynów, że niby sklepów rowerowych ci tam dostatek, ale taki ten dostatek, że wróciłam tylko z rybami. Bo na szczęście ulubiony rybniak miał jeszcze jedną ostatnią porcję świeżego białka - czekała chyba specjalnie na mnie. Szczęście moje.
I Che wreszcie na swe półślepe oczęta ujszłam. Teraz to się już znamy i nie ma totamto :)
O ile na Ursynów było w miarę z wiatrem to z powrotem już nie bardzo. Ja ostatecznie sromotnie się poddałam i wybrałam metro, potem i tak się musiałam dotelepać do siebie, co wspominam ze zgrozą. Ale Che na pewno nie. Mam tylko nadzieję, że nie zdmuchnęło jej do Wisły.
No więc średnio było, toteż nastrój poprawia dziś Lwówek Książęcy. I chwała mu za to.

dokąd temu powietrzu się tak spieszu??

Piątek, 8 kwietnia 2011 · Komentarze(10)
Kategoria duch, praca
No ale nie było tak źle. Prawda? Przecież nawet słońce wyszło, więc nie było źle. I tego będę się trzymać. Bo pomijając oczywiście wiatr, który wiżdży jakby mu ktoś za to płacił niezłą kasę, naprawdę nie było źle. I nawet nie wspominę o tym, że kilka razy tak mi w ucho on wiatr dmuchnął i w bok przestawił, że kołem prawie krawężnik przytarłam. Nie będę też klęła na to, że jak wiał od strony ryjca, to jakbym się przez gęstą smołę przedzierała i naprawdę przemilczę również drobny fakt, że w okolicy Intraco tam gdzie Międzyparkowa wykonuje leciuchny skręt i zmienia się w Bonifraterską i gdzie akurat on wiatr wyżywa się owiewający zielony biurowiec, no więc tam prawie, prawissimo postawiło mi rowerek na sztorc i gdybym nie wgryzła się w niego wszystkimi mackami jak kleszcz czy inna ośmiornica, to jestem święcie przekonana, że szorowałabym żwir pośladem fiknąwszy brawurowo jak jakiś bida-kowboj z wierzgającej kobyły. Ale naprawdę, to wszystko nic, kein problem, ja nie narzekam. Ale o folię którą mi zawiało na przednie koło i która migiem wkręciła się między tarczę a zacisk hamulca to mam żal. Zanim zjechałam z ulicy to koło ledwo już się kręciło, oczywiście wydłubać się nie dało i musiałam je odkręcać. Niby pięć minut roboty, ale upierdolić to się można całkiem całkiem. I wzbudzić lokalną sensację również. Dlatego też wiatrom w kolorze żółtym dajemy zdecydowany sprzeciw i po trzykroć nie. Składam reklamację. Nie tak miało być, prawda? Wiosna miała być miła, ciepła i przyjemna. A jak patrzę na new.meteo i widzę, że wieczorem oprócz pana wizgota ma jeszcze nawiedzić nas pan mokre gacie, to naprawdę, mam ochotę albo komuś przypier..., albo skulić się i płakać. Jak wypiję herbatę, to zdecyduję, które bardziej.

październik?? W kwietniu?!?

Czwartek, 7 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Kategoria duch, praca
Taka była dziś moja pierwsza trzeźwa myśl. Otworzyłam oko, spojrzałam przez okno i ... nic tylko własną pięścią się zatłuc. Puściwszy więc soczystą wiąchę w kierunku tego co zamówił tą pogodę, naubierałam się i ruszyłam krótszym skrótem - choć jeszcze wczoraj kusiło mnie, żeby jednak zrobić dłuższy skrót. Bo jest ładny. Ale koniec końców wyszło jak wyszło. I już po chwili okazało się, że zrobiłam się w niezłą trąbę, bo ani zimno, ani strasznie, ani wietrznie, a przynajmniej nie bardzo, za to duszno, więc zaraz musiałam się rozdziewać. A w powietrzu ładnie pachnie, tak już prawie latem.
Nowa trasa jest trzy razy lepsza od starej, głównym atutem jest eliminacja międzylusterkowego singletracka, zamiast tego jadę sobie przez pole. Mhm. Pole, pole, łyse pole. Ale tak to już jest na mojej wiosce. Ze dwa lata temu za płotem mojego osiedla rosła jeszcze pszenica, teraz rośnie Trasa Toruńska. Ja wiem, że tak musi być, że to normalne, że rozwój, stolyyyca europejska i tak dalej - ale z drugiej strony szkoda tej pszenicy.
Oh... ależ ze mnie sentymentalna śliwka!!

[edit]
Jak wracałam, a wracałam już późno, bo jeszcze musiałam, po prostu musiałam odwiedzić mój zaprzyjaźniony sklep rowerowy i zostawić tam małą fortunę, ale jak wracałam to tak wiało, że mało mi roweru spod zadka nie wywiało. Mam nadzieję, że jeśli to już musi tak wiać, to się do jutra wywieje i na weekend już odpuści.

wind of change

Środa, 6 kwietnia 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch, praca
Podkusiło mnie coś dzisiaj, jakieś złe chyba, żeby zmienić poranną drogą. Bo mi się wczoraj spodobało, bo choć było dłużej to fajniej. Ale (zawsze musi być jakieś "ale") o ile po południu wydawało się to dobrym pomysłem, to rano już niekoniecznie. Więc postanowiłam skrócić sobie tą nową, dłuższą trasę... nooo chciałam dobrze. Naprawdę. A wyszło jak zwykle. Albowiem ponieważ z powodu posiadania nadzwyczajnych zdolności lokalizacyjnych, trasa dziwnym trafem się wydłużyła, a ja przybiłam do biurka w czasie, który nazywam koszmarnie nieprzyzwoitym. Było tak późno, że sądziłam, że nawet Pan Kanapka już dawno zawinął swoje delikatesy i pojechał do domu, więc kupiłam bułę gdzie indziej. Jak na złość okazało się, że on też się gdzieś zaguzdrzył i gdybym była mniej pochopna to miałabym dziś dobre śniadanie, a tak to rogal gumowy uśmiał się ze mnie po pachy.
Ale to nic, jutro będę już zorganizowana, że git majonez.
No i takie zmiany wiatr przywiał. Ale przecież zmiana jest jedyną stałą w życiu. Nieprawdaż??

[edit popołudniowy]
Zwycięstwo. Skrót został obczajony. Wieddzie między dwoma zaoranymi polami. Zamierzam teraz tamtędy jeździć, chociażby po to, żeby zobaczyć co tam wyrośnie. Obstawiam jakieś zboże :)

Takie słońce to ja rozumiem!

Wtorek, 5 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Kategoria duch, praca
Aż się chce wstawać. I po wczorajszym zaliczeniu pierwszego deszczu stanowczo wybieram słońce :)
Ale teraz to nam wiosna już buchnie! Buchnie że hej! I nam świat zazieleni :)
Dodatkowo Duch nadaje drodze do pracy zupełnie nową jakość, co powoduje, że nawet taka więcej szczęśliwa jestem. Albo nawet szczęŚliwka :))

[edit popołudniowy]
A wracając postanowiłam pojechać trochę inną drogą.

się uwziął ten wmordęwind

Poniedziałek, 4 kwietnia 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch, praca
ale pociesza mnie, że popołudniu będę miała go w zadzie :)
Minął mnie dziś pan z numerkiem z Mazovii. Śmignął, że nawet nie zdążyłam tegoż numeru obczaić, ale musiało mu dobrze pójść, bo inaczej zdjąłby numerek :)

[update wieczorny]
a przy powrotnej drodze pan w Porsche wyprzedzał mnie z piskiem opon, zupełnie jakby mi chciał zaimponić tym jak szybko i mocno naciska pedał gazu. Biedak. Ma taki drogi samochód, tak piszczą mu opony, a mój rowerek i tak ładniejszy :)

surfowisko :)

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch
Zaniosło mnie dziś na drugą stronę miasta, tam gdzie na codzień Surf grasuje. Postanowiłam zrobić mu małą konkurencję :) Odwiedziłam Okrzeszyn, Bielawę, Konstancin i Kabaty, potem przez Wilanów na Mokotów i do domu. Jeszcze rundka po swojej wiosce, żeby odpocząć od wielkomiejskiego gwaru i wyszło ile wyszło.
A zaczęło się to wszystko niebieskim szlakiem wzdłuż Wisły, którym pocięłam do Wilanowa, stamtąd ulicą Vogla uciekłam od tłumu i zgiełku. Ciekawe dość, że wszyscy się tak tłoczą w tych Kabatach i Powsinie, a niewiele dalej, rzut beretem tylko, ledwie kilku rowerzystów. Pustka panie dzieju, tylko wiatr w twarz, pył w oczy i muchy w zęby :) Ale ja się z tego cieszę, bo przynajmniej udało mi się uciec trzem takim co to mi się przykleili do koła przy moście Siekierkowskim i do Wilanowa ciągnęli, a uciec nie mogłam bo jak raz fala czerwonych świateł. Tak sobie tylko pomyślałam luźno, że trzech panów, a wszyscy z mojego tunelu korzystają i żaden nie wyprzedził, wmordęwind był przedni. A przecież ja Cheevarą nie jestem, nie jeżdżę 35km/h, a już na pewno nie pod wiatr, tylko 25. Swoją drogą jak wracałam to widziałam jeszcze kilka razy podobny obrazek - pani z przodu, a pan z tyłu. I tak pod wiatr ciągnęli. Prawdziwe męstwo chyba jednak wygląda inaczej...
No ale niestety trochę musiałam przeciągnąć dziś dupencję po ścieżkach warszawskich. Niestety, bo tłoczno, gwarno i nieporządnie. Ludzie chodzą zygzakiem, rowerzyści jeżdżą parami, samochody parkują gdzie bądź. I naprawdę, ja nie mam nic do żadnego z tych gatunków, to wszystko ludzie, ludzie którzy mogliby być moimi najlepszymi przyjaciółmi, do których mogłabym się uśmiechać, zagadywać, podawać rękę, częstować czekoladą i w ogóle - tylko błagam - włączyć myślenie proszę. Jak jest ścieżka, to się jedzie prawą stroną, nie środkiem, nie lewą, nie zygzakiem, tylko prawą... ah no, mogłabym długo, ale zęby mi zgrzytają. Zresztą sami wiecie jak jest, więc co będę język strzępić.
Ale ciepło i tak zupełnie już wiosennie. Się więc trochę roznegliżowałam i pozwoliłam słońcu jarać moje łyskające zimową bladością kończyny. I gdyby nie ten wiatr to byłoby całkiem miodnie, na szczęście jak wracałam to wiał w zad - i taaaaak mi dobrze było :)


a jednak jest to zabytek!! © sliwka



Zaplecze Warszawy nie wygląda uroczo. Ale właściwie które zaplecze wygląda uroczo??

hałda popiołów z Elektrowni Siekierki © sliwka


Ale na pociechę dodam, że tuż obok jest rezerwat Wyspy Zawadowskie. Kolejny z nadwiślańskich rezerwatów. Tak mi dobrze idzie ich zwiedzanie, że chyba się w tym wyspecjalizuję. Pełno tu ptaków, świergolenie takie, że aż przysiadłam na pięć minut i wcięłam pół czekolady. I prawie pusto, napotkanych ludzi na palcach jednej ręki można zliczyć, ja nie narzekam, ale taki kontrast bo tuż obok w Kabatach ludzie się gniotą.

rezerwat Wyspy Zawadowskie © sliwka


A 497 km Wisły wygląda tak:

497 kilometr Wisły © sliwka


A w Konstancinie na ul. Słonecznej mieści się Dom Dziecka (Surf, czy Ty tego już nie obfociłeś??)

Dom Dziecka w Konstancinie © sliwka


kościół przy Domu Dziecka w Konstancinie © sliwka


A tu już zatłoczony Powsin. Większość przyjechała pewnie samochodami, bo parkingi pełne. Widziałam, że niektórzy kierowcy czerwoni ze wzburzenia bluzgali jeden na drugiego bo się porządnie zaparkować nie mogli. Co ja się dziwię - ktoś im ich miejsce zajął, to pewnie jeszcze ICH kiełbasę zje, a potem w korku wyprzedzi. Weekend w parku.

wiosennie zatłoczony Park w Powsinie © sliwka


A tu prezent dla mnie, który wytłukł się na moich własnych barkach przez 35 kilometrów. Ale co tam. Ciekawe czy będzie dobre? :)

butelczyna ze słonecznej Andaluzji © sliwka

rąbkiem Kampinosu

Sobota, 2 kwietnia 2011 · Komentarze(9)
Kategoria duch
Postanowiłam dziś uderzyć w zupełnie inną stronę. Nieznaną. Bo Kampinos to dla mnie dalekie rejony i mało jeżdżone, przede wszystkim dlatego, że żeby się tam dostać muszę przebić się przez miacho. Ale dziś połączyłam przyjemne z pożytecznym i ruszyłam na Truskaw odwiedzając po drodze zaprzyjaźniony sklep rowerowy. Miałam nadzieję, że utnę sobie małą pogawędkę, ale taki młyn tam dziś mieli - zdaje się, że niektórzy rowerzyści się właśnie obudzili ze snu zimowego i popędzili do sklepów albo celem kupna gadżetów, albo serwisu. I to jest właśnie ich błąd, bo takie rzeczy trzeba robić jak jest brzydko, bo inaczej marnuje się piękne słońce, które w tym czasie można by wykorzystać do opalania łydek i nosa :)

Bardzo to był świetny pomysł z tą trasą, lubię jeździć tam gdzie mnie jeszcze nei było, albo gdzie byłam tak dawno, że zdążyłam zapomnieć. Rezerwat Ławice Kiełpińskie mogę wszystkim polecić, piękne miejsce. A miłośnicy jazdy konnej znajdą tam zagłębie końskie - mnóstwo stadnin i fajne tereny do jazdy.
Z Łomianek wróciłam drogą p/poż przez Las Młociński przeciskając się przez jakąś pieszą wycieczkę, co mnie dość zresztą zdziwiło - wycieczka była w typie szkolnym i zorganizowanym. No ale w sobotę???!!!
Miałam też okazję zaobserwować rozpiździuch w okolicach przyszłego mostu Północnego. Nikomu nie polecam, nie wiadomo jak jechać, którędy i generalnie "rowerzysto radź sobie sam, skoroś już tu dojechał".
Traska mi wyszła naprawdę godna polecenia na weekendowe wycieczki, z dala od ruchu, miło i przyjemnie. Miodność byłaby +10, gdyby nie kocie łby w Kampinosie.

Ej, a dokąd Ty znowu jedziesz? © sliwka



krzyż "Jerzyków" © sliwka


Kawałek za krzyżem jest Cmentarz Palmiry, kolejne miejsce w którym Niemcy wymordowali mnóstwo ludzi.
kościółek w Łomnej © sliwka



Dziekanów Leśny, urocza ulica © sliwka


W Dziekanowie wszystkie ulice noszą nazwy postaci z bajek, oprócz tej najgłówniejszej - ul. Rolnej - której nazwa dobitnie świadczy o dawnym charakterze miejscowości.

Daj marchewkę, no daaaaj!!! © sliwka


Rezerwat Ławice Kiełpińskie wygląda tak © sliwka


jedna z licznych przydrożnych kapliczek © sliwka

łamię się i pękam, czacha dymi i stawy skrzypią

Piątek, 1 kwietnia 2011 · Komentarze(9)
Kategoria duch, praca
A właściwie koza skrzypi, koza pęka, koza dymi, a jak ona to i ja. Nie, no po prostu nie nadaje się już ten rower na jeżdżenie po mieście. Co prawda jest bezpieczny, bo kto by chciał takiego ukraść, ale ja już nie mam siły i po długiej i żmudnej walce okupionej potem, krwią, łzami i złamanym paznokciem zdecydowałam odstawić ją w kąt.
Pytanie teraz tylko czym ją zastąpić?
Duchem?? - Co nie do końca mi się uśmiecha, bo o ile pod pracą to może jeszcze nikt go nie gwizdnie, to w przypadku tych wszystkich inny miejsc, do których jeżdżę już nie jestem taka pewna.
Szosa nie - chociaż chciałabym, ale na Warszawę to nie wydaje mi się najlepszy wybór, bo tu i dziury i krawężniki i cała reszta, chociaż nie ukrywam, że marzy mi się taki rowerek.
Inny góral - używany, albo nówka, ale dużo słabszy - co mi się nie do końca podoba, bo wolałabym kupować sobie lepszy rower niż gorszy, co jest przecież naturalną koleją rzeczy :)
No więc może nie kupować niczego tylko jeździć Duchem, bo kradzieże i cała reszta to mit i fatamorgana wywołane przez moje nadmierne nerwy?
Taki mam dylemat na dziś do rozwiązania. Więc jeśli macie jakieś rady czy inne propozycje to to jest ten moment :)
No dziś bądź co bądź do pracy przybyłam Duchem, koza siedzi w kozie. Zobaczymy czy nim wrócę :)