rower, rower, wszędzie rower

Środa, 25 maja 2011 · Komentarze(3)
Kategoria duch, grupen biken, praca
Po pracy byłam się wybrała z Sigmą na nocne rowerowanie. I oto kilka wniosków wynikających z samoobserwacji, chociaż swoją drogą Hameryki tymi wnioskami nie odkrywam.
Ale po pierwsze - nie lubię muszek
po drugie - nie lubię tłoku na ścieżkach rowerowych
po trzecie - nieoświetleni rowerzyści działają mi na nerwy
po czwarte - pisanie o tym na bikestatsach nie ma większego sensu, bo ani nieoświetleni ani muszki, ani nawet ścieżki z pewnością tu nie zaglądają, więc się nie zmienią.

Ale dla równowagi:
a) lubię jeździć rowerem :)
b) z Sigmą to nawet jeszcze bardziej lubię :)
c) nawet jeśli jestem zmęczona
d) nawet jeśli jest ciemno, zimno i do domu daleko
It makes me happy :)

wtorek dniem dobroci

Wtorek, 24 maja 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch, praca
Muszę kiedyś policzyć te wszystkie skrzyżowania przez które przyjeżdżam, bo aktualnie wydaje mi się, że jest ich jakiś mały kwadrylion...

do pracy rodacy!

Poniedziałek, 23 maja 2011 · Komentarze(1)
Kategoria duch, praca
I z tego tu miejsca pozdrawiam cyklistę na Krosie Hexagonie (o ile dobrze pamiętam), któremu rano na kole przysiadłam. Wyrzutów sumienia aczkolwiek nie mam, bo wcześniej onże przysiadł na moim :)

wizyty, wizytacje i inne widzenia

Niedziela, 22 maja 2011 · Komentarze(1)
Kategoria duch
Cyrkulacja po mieście, odwiedzanie znajomych i krewnych. Szus jednym słowem po ścieżkach rowerowych, a to nie jest to co tygrysy lubią najbardziej. A już zwłaszcza przy słonecznym weekendzie.
Aczkolwiek później zrobiłam rundę po przydomowych włościach, a tam już cisza, spokój, droga na Ostrołękę, pan spojrzy w prawo, pan spojrzy w lewo. No... jak w polskim filmie :)

Wjazd na zamek książąt mazowieckich

Sobota, 21 maja 2011 · Komentarze(9)
Kategoria duch, grupen biken
No więc krótko mówiąc veni, vidi, vici :)

A mówiąc nieco dłużej to...
Umówiłam się z przyjaciółmi moimi rowerowymi na dziesiątą i ruszyliśmy eksplorować rubież południową zanim nam zamkną linię średnicową i pociąg będzie jeździł tylko do Zachodniej. Czersk wydał się być bardzo zacnym celem. Przemknęliśmy więc przez Kabaty i Konstancin, gdzie korzystając z okazji zatrzymaliśmy się na kawę przy tężni. Swoją drogą to bardzo ciekawe, że w tejże kawiarni, pode samą tężnią, siedziały sobie dwie emerytki i jarały szlugi.

Tężnia w Konstancinie © sliwka


Tak więc zrewitalizowawszy (jest takie słowo?) swoje płuca, siorbnąwszy kawy i opchnąwszy lody ruszyliśmy czem prędzej dalej. Na zamek, na zamek, na zamek! Albo nawet ku zamkowi! Ahoj przygodo!
Aczkolwiek wkrótce okazało się, że utrzymanie kursu trochę nas przerosło, bo jak zwykle zamiast jechać tam gdzie powinniśmy, pojechaliśmy tam gdzie było fajnie - trzeba to przyznać, nie jestem najlepszym nawigatorem :)

jedna z dróg, którą mieliśmy NIE jechać © sliwka


Ale nikt nie narzekał, bo...

i było tak zajebiaszczo pięknie! © sliwka


Koniec końców do Góry Kalwarii dojechaliśmy, zajęło nam to tylko trochę więcej czasu, więc naturalnie zgłodnieliśmy. A ja oglądałam filmy i różne rzeczy słyszałam i wiem, że w krytycznych sytuacjach towarzysz broni przestaje być towarzyszem, a zaczyna być pożywną porcją białka. Toteż zamek musiał poczekać, a priorytet dostała pizza. Bardzo zresztą zacna, chociaż jak się okazało rowerów do knajpy wstawić nie można. Nie to co w Albanii... Powzięliśmy więc jedyną słuszną decyzję i wziąwszy pizzę na wynos urządziliśmy piknik pod wiszącą lufą w dawnym garnizonie wojskowym, który ślepym trafem znajdował się akurat naprzeciwko.

lans na czołgu © sliwka


I zrobiło się letko militarnie, ale to bardzo dobrze, bo przecież trzeba było jeszcze zrobić wjazd na zamek.

zamek zdobyty! © sliwka


No i dobra, zamek jak zamek, szału nie było, za to był czas najwyższy nawijać na Zalesie Górne.
A po drodze jakby zupełnie inna bajka...

dość niebywały widok na Mazowszu © sliwka


I to dosłownie.

i wszystko jasne © sliwka


Wioseczka owa jest dosłownie rzut beretem od Zalesia.
W Zalesiu natomiast okazało się, że pociąg niestety na nas nie poczekał - skandal swoją drogą - więc mieliśmy wolną godzinkę... Pięć minut później siedzieliśmy już w pobliskiej knajpie i wcinaliśmy kebaby popijając piwkiem. Takim jednym malutkim, bo wiadomo, z dworca jeszcze dyszka do domu.

Fin.

upgrade Ducha

Piątek, 20 maja 2011 · Komentarze(10)
Kategoria duch, praca
Dostał brand new siodełko. A może wręcz ja dostałam. Jednak się namyśliłam. I drogą kupna zanabyłam dziurawe siodło. I brand new klocki hamulcowe. Które jak się okazawszy trochę później trą o tarcze niczym pan-ocieracz o ludzi w autobusie, tyle że bez przyjemności.

uff, ale się gorąco zrobiło

Czwartek, 19 maja 2011 · Komentarze(5)
Kategoria duch, praca
No i co się okazało? Po wycieczce urlopowej i weekendowym maratonie skończyły mi się hamulce. Zajszłam więc wczoraj do mojego zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego i niestety - nie ma. Trzeba zamówić. I teraz przez dwa dni mogę sobie swobodnie nucić "ludzie zejdźcie z drogi, bo śliwkonosz jedzie..." :))
Czy jakoś tak :)

Wieczorem natomiast wrąbałam resztki łososia zapieczonego dla odmiany z cytrynką. I... JAKIE TO JEST ZAJEBIŚCIE DOOOOOBRE!!!!!!!!!
To jest takie dobre, że normalnie łańcuch spada, koła się prostują, a przerzutki robią wielką meksykańską falę.
Serio. Wcale nie przesadzam :)

siła złego

Środa, 18 maja 2011 · Komentarze(9)
Kategoria praca, duch
Milion nieszczęść dziś od rana, a zaczęło się od rozlania zupy dla psa. Tak mi dziś fatalnie szło, że zanim wyjechałam z domu skończył mi się zasób nieprzyzwoitego słownictwa, więc na kierowcę-debila został mi już tylko palec. Ale jak to mówią - jeden palec, milion słów.

wielka wyrypa świeżym łososiem

Wtorek, 17 maja 2011 · Komentarze(7)
Kategoria praca, duch
... i chocolate cookiesem. Powinnam chyba zrobić karne rundki. I to pod górkę. Na nachyleniu co najmniej 12%. Co najmniej.
Ale przynajmniej nikt mi nie powie, że nie dbam o motywację do kręcenie. Bo proszę jak dbam i pielęgnuję :)

spaać!

Poniedziałek, 16 maja 2011 · Komentarze(4)
Kategoria duch, praca
Chyba jednak się trochę zmęczyłam tym weekendem. Bo już od rana pojawiły się jakieś problemy z ogarnięciem najprostszych rzeczy. I obiecałam sobie, że lajtowo do tej pracy pojadę, że lajtowo wrócę. Że se odpocznę.
Jasne.