a na weekend...

Piątek, 25 marca 2011 · Komentarze(6)
Kategoria koza, praca
... znów zapowiadają deszcze, śniegi, gradobicie i jeszcze ze cztery klęski żywiołowe do tego. I ja się pytam - jak ja mam się w takich warunkach doczołgać do mojego wygrzanego piątego miejsca??
Życie ze smarkiem do pasa nie jest łatwe. Mówię Wam.

[edit popołudniowy]
A w drodze powrotnej zostałam prawie dżemem. I to dwa razy. No więc jechałam sobie raźno i kiedy z zamiarem skrętu w lewo (który obwieściłam światu w przeciwieństwie do niektórych kierowców) przesuwałam się ku lewej właśnei stronie jakiś z płaską korą mózgową zaczął trąbić, bo przecież on jedzie, jedzie panicz na włościach, słoma za nim ciągnie się jak zapach obornika za wozem z nawozem, niedotleniony jeden. Ale to nei jest szczyt tego co warszawscy kierowcy potrafią, to pikuś zaledwie. Bo pół godziny później wyjeżdża z prawej jakaś puszka z niemiec sprowadzona, pełnoletnia zapewne i do połowy zjedzona przez rdzę, a w środku trzech pasibrzuchów pod sześćdziesiątkę z petami za trzy złote z Ukrainy, puszka oczywiście prosto na mnie. Taranem mości panowie, taranem ją trza wziąć!! Tak, tak się teraz rowerzystki traktuje. Pierwszeństwo? Gnój tam, nie pierwszeństwo! Bo jakże to - samochód przed rowerem nie klęka, choćby nawet przepisy twierdziły inaczej.
No więc jadą, prawie mnie staranowali, ale odbiłam nieco w lewo, z której to strony następny mistrz kierownicy prawie starł mnie na marmoladę, bo przecież on wyprzedza. Nic to, że skrzyżowanie, przejście dla pieszych, rower, puszka co wymusza... nie ku///wa! Nie. ON BĘDZIE WYPRZEDZAŁ, BO ON MUSI!!!
Dobra.
Idę spuścić z siebie powietrze, bo weekend, co nie. I nie ma się co denerwować.

pracowo-czwartkowo

Czwartek, 24 marca 2011 · Komentarze(3)
Kategoria koza, praca
Miałam wczoraj wątpliwą przyjemność jechania przez rondo przy Arkadii. I zgadzam się z Marcinem - tam rzeczywiście jest dramat. Od razu sobie przypomniałam dlaczego już tamtędy nie jeżdżę - no nie da się panie dzieju, chyba, że ktoś dysponuje trzema wiadrami anielskiej cierpliwości. Bo ja nie. Ludzie chodzą jakby ich kto w ciemię strzelił, przewalają się przez przejścia, przystanki, wylewają na chodniki i ciągną, ciągną wszyscy ku CH Arkadia. Nie patrzą ścieżka, czy nie ścieżka, wydaje się zresztą, że przy takim tłumie trudno uważać na takie drobiazgi. Projektantowi zaś organizacji ruchu na rondzie chyba się zwoje wyprostowały - sądząc po cyklach świetlnych. Więc tu z tego miejsca przyznaję rację - rondo Babka jest o stopień bardziej upiorne niż Starzyński. A już Żabka przy tym to pchełka :)

śliwka pożytecznie

Środa, 23 marca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria koza, praca
Nosiły drogi rowerowe Śliwkę razy kilka, poniesie i drogę Śliwka :)
Postanowiłam więc powalczyć o przyzwoite DDRy rozładowując tym samym własnego wkurwiszona, bo gdzie nie spojrzeć tam dziura na dziurze i dziurą pogania. Sporządziłam byłam więc dokumentację fotograficzną, wczoraj docykałam (już nowym apkiem) ostatnie zdjęcia i dziś spreparowałam pisma. I czacha mi od tej preparacji dymi jak rura wydechowa starego poloneza, więc miejmy nadzieję, że było warto. Zamierzam wysłać to mailem i miejmy nadzieję, że to wystarczy, bo na pocztę mi się nie chce. A potem zobaczymy co szanowni urzędnicy odpowiedzą.
No. Czyli od dziś można mówić do mnie "społek" :)

wiosna rymuje się z radosna :)

Wtorek, 22 marca 2011 · Komentarze(2)
Kategoria koza
No i z czym jeszcze, z czym?? :)
Jakieś fajne pomysły? Może jakiś konkurs rozpiszemy? Do wygrania medal ze szprychy i odznaka rąbniętego cyklotyka hehe :))

[edit popołudniowy]
wygląda na to, że nie wszystkim tak więcej palmowo :)

oficjalnie wiosna

Poniedziałek, 21 marca 2011 · Komentarze(6)
Kategoria koza, praca
Ależ mnie się tu wszyscy stęskniliście!! Aż mi serce roście :)
Weekend musiałam jeszcze odpuścić, przez dwa dni biłam się z myślami czy startować w Mrozach, czy nie, ale tak naprawdę podstępny smark, który ciągnął się za mną przez cały czas i właściwie ciągnie dalej zdecydował za mnie. Zła byłam jak sto diabłów pokropionych wodą święconą. Ale trudno. Po tychże dwóch dniach pogodziłam się z myślą, że niestety, tym razem nie na da i pojechałam tylko w formie supportu Sigmy i obserwatora. No i trudno trudno, trudno. Pies to trącał. Będą następne wyścigi. W kwietniu pewnie nie pojadę, może w maju, w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach przyrody, ale w końcu jeszcze wystartuję. Świat się nie skończył, a powiedziałabym, że wręcz w związku z dzisiejszą piękną datą dopiero się zaczyna :)
Topił ktoś marzannę w weekend??

na pohybel zarazie!

Piątek, 18 marca 2011 · Komentarze(10)
No więc przeleżałam pół tygodnia na kanapie. Straszne, doprawdy potworne przeżycie. Ułaaa!! I kiedy tak przygnieciona ciężarem życia podnieść się nie mogłam rzucałam tylko co i raz tęskne spojrzenia w kierunków espedów ducha, które łypały na mnie zazdrośnie zza winkla. Dramat panie i panowie, dramat i masakra. Nie ma to tamto. Nie wiem czy to efekt motyla, który gdzieś tam raczył sobie siąść nie na tej gałązce co trzeba, czy ktoś na mnie nasmarkał jak nie patrzyłam, czy też może bryza wiosenna okazała się bardziej zdradziecka niż by się po niej można było spodziewać. Nie wiem. Ale w konsekwencji przez tydzień nie dotykałam roweru. No może nie do końca, bo głasiałam go, miziałam po oponkach i w ogóle, ale żeby wywietrzyć, to już niestety. I rozumiecie - czułam się jak na detoksie. Masakrrrra! I nawet dziś, choć już na posterunku w arbajcie, to musiałam się z autobusem przeprosić. Cholera. Umęczyłam się okropnie. Wolałabym już doprawdy setkę dziennie strzelić, nawet w ostrym mordęwindzie niż tak, jak ten worek ziemniaków kurczę blaszka... Na szczęście pogoda się zrypała i tym razem nie będę z tego powodu narzekać :)))
W pas się kłaniam za Wasze pozdrowienia Panie i Panowie.
Jutro doprawdy będzie lepiej.

wykręcając zamiast łokcia

Niedziela, 13 marca 2011 · Komentarze(9)
Kategoria duch
Życie pozarowerowe spakowało dziś plecak, a ja w milczeniu kopnęłam łysą oponę autobusu, który zabrał je w siną dal. Taką milczącą byłam przez cały weekend, jednak nie żalem poetycko i romantycznie ściśnięte mam gardło, a zapaleniem krtani, a być może już anginą. O tym wierszy się nie pisze, prawda? I koszul na piersi nikt nie rozdziera. Ale kto to wie, co tam tak naprawdę siedzi. Jeśli o mnie chodzi to może być i kłaczek. Albo kaktus.
Jutro będzie lepiej - jak mówi stare indiańskie przysłowie.

c'est moi - cień człowieka. I ducha. © sliwka

weekend tuż!!

Piątek, 11 marca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria koza, praca
I wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będzie pięknie. Ciepło, bezwietrznie, słonecznie. No idealnie, idealnie po prostu na rower. I taką to właśnie wspaniałą pogodę wybrało sobie moje życie pozarowerowe (bo jeszcze je mam, aczkolwiek coraz mniej), żeby się uaktywnić. W związku z tym małe szanse, żeby coś wykręcić poza łokciem - z żalu i tęsknoty za dwoma kółkami i wiatrem w twarz.

[edit]
Przyszła wiosna. Wygląda na to, że wreszcie nas posłuchała.

bo dawno nie padało!

Czwartek, 10 marca 2011 · Komentarze(7)
Kategoria koza, praca
Muszę przyznać, że rano jak wyjrzałam przez okno to gul mi skoczył, no bo że jak to, że deszcz????!!! Ale rozpedałowałam gula. No bo właściwie co miałam zrobić? Jechać autobusem?? W deszczu? W tych gigantycznych korkach?? O nie! W deszczu to tylko rowerem, tylko tak można dotrzeć do celu w przewidywanym czasie.
I ostatecznie przyjemna się okazała ta mokrość, przyjemna, ciepła i taka... no nie będę odkrywcza i powiem, że wiosenna.